TSR 2010 - Drugi etap regatowy
Data: 2010-08-08 12:25:24
Relacja z drugiego etapu regatowego TSR 2010 z pokładu Daru Szczecina + fotki.
Autor: Wojciech 'BoloJr' Maleika
01.08.2010 PARADA I START DO REGAT
Już od rana się klarujemy, ostatnie poprawki techniczne i porządki, ostatnia też kąpiel bo następna w Hartlepool. Ruszamy ok. 1200 i bierzemy udział w paradzie żagli. Zdecydowanie najpiękniejsza z dotychczasowych. Płyniemy pomiędzy dziesiątkami wysepek a towarzyszą nam setki (naprawdę setki) wszelakich jednostek pływających: jachtów, motorówek a nawet tratwa i kajaki. Z pewnością atmosfera i widoki zapierały dech w piersiach a do tego piękna pogoda. Docieramy do końca parady i kierujemy się na linię startu. Start naszej klasy (klasa C - współczesne jachty bez spinakera) jest o 1545 UTC. Trymujemy żagle, siadamy całą załogą na balaście i jedziemy. Ponieważ jest halsówka, chwila moment i przeganiamy żaglowce (żaglowce bardzo słabo chodzą na wiatr i aktualnie robią jakiś hals śmierci w kierunku Danii), oraz jachty klasy B (oldtimery). Po analizie warunków atmosferycznych oraz prognoz decydujemy się dość szybko zrobić zwrot i popłynąć w kierunku brzegu. Od północy ma przyjść silniejszy wiatr więc liczymy, że się na niego szybciej załapiemy. Noc była bardzo ciężka - nic nie wiało. Kolebaliśmy się i kręciliśmy kółka w trzy jachty (Dasher i Tomidi) na tyle blisko, że wyciągnęliśmy odbijacze. Niestety dla nas (co się okazało rano przy podawaniu przez jachty pozycji) 10 Mm niżej coś wiało i cała flotylla płynęła ok. 3kn do przodu.
02.08.2010 CIŚNIEMY DALEJ
Jesteśmy za wieloma jachtami, za Endorfiną, za Black Diamondem (nasz główny konkurent), Spanielem. No nie jesteśmy jedynie za żaglowcami, te popłynęły jakby w innym kierunku i chyba się cofają. W klasie jesteśmy w tym momencie na 4 miejscu. Nie ma się co załamywać, to dopiero początek wyścigu. Nadchodzi wreszcie upragniony wiatr, gonimy po 7-8 węzłów po kresce na waypoint. Jest okazja żeby troszkę nadrobić, dlatego pracujemy nad trymowaniem żagli i dokładnym sterowaniem. Przez 12 godzin robimy 92 mile co daje średnią 7,8 węzła a to wszystko przy wietrze 4B. Wieczorem wskakujemy na 3 miejsce.
03.08.2010 GONIMY I UCIEKAMY
Cały dzień i noc to pogoń za jachtami, a następnie walka aby im uciec jak najdalej. Ponieważ wszystkie jachty posiadają współczynniki wyrównawcze, o pozycji końcowej nie decyduje kolejność jachtów na mecie tylko czas wyścigu pomnożony przez ów współczynnik korekcyjny. Dzięki temu, przynajmniej teoretycznie każdy jacht może wygrać. Nasi główni konkurenci których powinniśmy pilnować to Spaniel (bardzo szybki jacht z dość wysokim współczynnikiem korekcyjnym), Black Diamond (wolniejszy jacht z niskim współczynnikiem) i Rona II zdobywca 2-go miejsca w pierwszym wyścigu (troszkę wyższy współczynnik od nas). Zatem plan na dziś to ścigać Spaniela (albo przynajmniej nie dać mu za bardzo uciec do przodu) oraz jak najbardziej się oddalić od Rony II i Black Diamonda. Nawet nieźle nam to wychodzi, tego dnia odrabiamy do Spaniela 7 mil oraz uciekamy Ronie 26 mil a Black Diamondowi 29 mil. "Well done", wskakujemy na pierwsze miejsce w klasie, Diamond tuż tuż za nami ale to jeszcze nie koniec, ciśniemy więc dalej…
04.08.2010 CHWILA PRAWDY
Wachta od północy do czwartej to prawdziwa masakra, przytoczę tu jedyny wpis w dzienniku: KOMPLETNY BRAK WIATRU. Miejmy nadzieje, że nie tylko u nas. Wreszcie coś się ruszyło i półwiatrem gonimy w kierunku waypointa, który osiągamy ok. 1200. Zostaje już tylko ostatnia prosta do mety, hmmmm… ostatnia prosta, prawie 100 Mm, niestety wiatr od zachrystii, niemal fordewind więc rozkładamy skrzydła i bujamy się góra 5 węzłów. Obok nas dwie regatowe maszyny - Challenger 2 i Challenger 4. Obie stawiają spinakery, ale jakoś nas nie mogą dojść. Za nimi jeszcze Letuvia, też z potężnym spinakerem, ale zbliża się powoli. Wieczorem wiatr odkręca i tężeje, ostatnie 3 godziny to szybka jazda, tak 9-10 węzłów.
05.08.2010 META
Metę przekraczamy o godz. 01:49:57 UTC, czyli przed 4 rano, na pełnej prędkości. Cała załoga na pokładzie świętuje ten moment, na razie brawami i uśmiechem. Chyba jest dobrze, choć obawiamy się jeszcze Black Diamonda, który choć jest daleko to z pewnością pędzi na tym samym wietrze, który nie chce wcale siadać. Bolo wylicza, że musimy go wyprzedzić o 10 godzin, kurczę to dużo, czeka nas kilka godzin w napięciu. Co chwilę wywołujemy Endorfinę, która też gna do mety jak się później okaże po pierwsze miejsce w klasie D (ze spinakerem). Dopytujemy ich o warunki, o ich prędkość, dzięki czemu możemy szacować jak idzie Diamondowi. Yeaaahhh….. odbieramy nieoficjalne wyniki końcowe - jesteśmy pierwsi, Diamond nawet nie dopłynął do mety (zajął 2 miejsce), trzeci jest Spaniel. Możemy zająć się zatem uciechami portowymi. Kąpiele, wizyty w pobliskich sklepach (nareszcie akceptowalne ceny, wiele rzeczy tańszych niż w Polsce), sprzątanie. Od jutra zajęcia Tall Shipowe.