Powrót do codzienności po miesięcznym rejsie Szkoły pod Żaglami
Data: 2010-12-08 21:23:57
15 listopada grupa 36 uczniów z całej Polski powróciła z miesięcznego rejsu na pokładzie "Pogorii" w ramach XVIII Szkoły pod Żaglami. Dla wielu z nich był to pierwszy rejs, pierwsze spotkanie z morzem od tej żeglarskiej strony. Zamieszczamy relację jednej z uczestniczek, która dzieli się swoimi odczuciami już po powrocie do domu.
Autor: Aleksandra Jurzak
fot. Piotr Jabłoński
..Siedzę na krześle i z uśmiechem na ustach słucham, jak moich trzech przyjaciół "znęca się" nad perkusją i dwoma gitarami. To do tego tęskniłam cały miesiąc - żeby choć przez chwilę posłuchać piosenek Metallici w ich wykonaniu. A teraz? Teraz jest odwrotnie - tęsknię za "pogoriowymi" alarmami.
Z każdym dniem coraz bardziej tęsknię, gdy wspominam tamten miesiąc. Najbardziej niesamowity miesiąc w moim życiu!
"Olka, a jak właściwie było na tej "Pogorii"?" - Felo przerwał solówkę w "Nothing else matters" i spojrzał na mnie z
wyczekiwaniem. Moja wyobraźnia zaczyna pracować, przesuwając mi przed oczyma różne obrazy.
Widok bezmiaru morza i maleńkiego pokładu "Pogorii", widzianych z wysokości bombrama, sterta naczyń w pentrze, faktura lin, twarze innych załogantów ... "Jak było?" Jak odpowiedzieć na to z pozoru dziecinnie proste pytanie? Czy w ogóle da się w kilku zdaniach opisać ten miesiąc, to co w czasie niego przeżyłam, jak się zmieniłam? Myślę, że moim szkolnym kolegom trudno jest mój obecny stan zrozumieć - dlaczego chodzę trochę smutna, dlaczego zamyślam się i trudno mi powrócić do rzeczywistości...
Ja jeszcze żyję tym rejsem i nie do końca uwierzyłam, że już się skończył. Moi przyjaciele, z którymi zazwyczaj rozumiem się w pół słowa ,też nie rozumieją tego. Oni wszyscy nie doświadczyli tego, co znaczy w środku nocy zostać brutalnie zwleczonym z koi na wachtę, im serce nie wywijało koziołków, kiedy wchodzili na reje, nie mieli choroby morskiej, a już na pewno nie "dorobili się" siniaków na przechyłach. Tak bardzo chciałabym ich przekonać, jak wspaniałe jest żeglowanie, jakie to cudowne uczucie móc stanąć za sterami "Pogorii" i czuć, że taki piękny żaglowiec jest człowiekowi posłuszny.
Zaczynam opowiadać, choć wiem, że słowa nie są w stanie oddać tamtej atmosfery. Mogą co najwyżej opisać życie, które toczyło się na statku, ale żeby zrozumieć i wiedzieć o co mi chodzi, trzeba to po prostu przeżyć. Niezrażona tym jednak ciągnę swoją opowieść. Rozkołysana "Pogoria", fale które przelewają się przez jej pokład, fosforyzująca tarcza kompasu, białe żagle, sól na relingach, które skrzą się w promieniach słońca, bałagan w kubryku przejściowym, cook stojący na środku kambuza z nożem w dłoni, widok morza i lądów ... Mój świat. Na koniec widok "Pogorii" przycumowanej do kei w Genui, i moje pożegnanie z żaglowcem, wypowiedziane szeptem słowa: "jeszcze tu kiedyś wrócę"...
A ty nie bałaś się wchodzić tak wysoko na te...no... na reje? Czy się nie bałam? Przypominam sobie swój strach i równocześnie zachwyt, wszechogarniający zachwyt, kiedy już bezpiecznie przypięta obejmowałam najwyższą reję i podziwiałam świat z jej wysokości. To było fantastyczne uczucie i ten strach, który przeżyłam wdrapując się na bombrama był mi potrzebny, żebym mogła w pełni odczuć piękno tamtej chwili. Tam na górze w pełni odczułam, jaką kruszynką jestem.
Skrzacie? - uśmiecham się. Trafnie nadane przez Banana przezwisko przylgnęło do mnie i przyjęło się wśród "moich" - Co ty właściwie widzisz w tym żeglarstwie? Rozumiem, że to taki sport, może zresztą fajny, nie wiem, ale odkąd wróciłaś... to jakby cię nie było. Albo racze j- wróciłaś, ale tylko ciałem. Co jest? Patrzę na moich trzech przyjaciół. Chyba martwią się trochę o mnie, ale mnie nic nie jest - po prostu strasznie tęsknię.
Pod koniec rejsu Czwartek powiedział nam, że z doświadczenia wie, że najgorszy jest pierwszy tydzień po powrocie. Faktycznie, pierwszy tydzień był najtrudniejszy, ale teraz niestety też nie jest lepiej. Co tu dużo mówić -
brakuje mi tego, że gdy wstaję rano, nie widzę tego bałaganu w kubryku przejściowym, nie oglądam znajomych twarzy, przesypiam spokojnie całe noce i nikt nie budzi mnie na wachtę i nie każe stawać za sterem. Brakuje mi rozgwieżdżonego nieba i soli, która szczypała w twarz po zejściu z wachty. Brakuje mi nawet przechyłów i tego, że świat się już nie kołysze. Mój świat.
Chłopaki, zagramy My World? Grzesiek bez słowa podnosi się z podłogi i siada do perkusji. Felo z Bartkiem biorą w ręce swoje gitary. Zrozumieli. Chwytam mikrofon i już za chwilę wszyscy sąsiedzi w promieniu kilometra słyszą słowa piosenki:
...It's My World Now
Mama,Why's It Rainin' In My Room
Cheer Up Boy Clouds Will Move On Soon
Heavy Fog Got Me Lost Inside
Gonna Sit Right Back And Enjoy This Ride
It's My World You Can't Have It
It's My World, It's My World
It's My World...*
*...Teraz to jest mój świat
"Mamo, czemu pada u mnie w pokoju"
"Uśmiechnij się synku, chmury zaraz się rozwieją"
Gęsta mgła spowiła mnie od środka
Odprężę się i zabawię tą przejażdżką
To jest mój świat, nie możesz go poznać,
to jest mój świat
To jest mój świat...
Słyszałam kiedyś takie zdanie, że morze można albo kochać albo nienawidzić, ale nie można być wobec niego obojętnym. Nie można miłości do morza udawać, gdyż życie codzienne na żaglowcu taki fałsz natychmiast demaskuje. Wyruszając w ten miesięczny rejs podjęłam pewną próbę, miałam możliwość sprawdzenia siebie w różnych nowych dla mnie sytuacjach i wiem, że zrobię wszystko, by móc jeszcze choć jeden raz w życiu poczuć na twarzy morską bryzę, choć na krótko stanąć za sterami i stanowić część załogi, bo przecież "
życie jest jak rejs i choć istotne jest dokąd gnasz, to najważniejsze w odpowiedniej być załodze" /Andrzej Korycki/.