Żeglarz Roku za mistrzowskie manewrowanie
Data: 2011-02-14 16:23:23
Autor: Monika Janusz Żródło: www.rp.pl
Rozmowa z kapitanem Ziemowitem Barańskim laureatem nagrody Żeglarz Roku w tejże kategorii.
"Mistrzowskie manewrowanie w ekstremalnych warunkach" - za to otrzymał pan nagrodę w konkursie Żeglarz Roku. Mógłby pan to zdefiniować?
Ziemowit Barański: - Mistrzowskie manewrowanie?
Tak. I ekstremalne warunki.
Na statku niesie się określone żagle stosownie do siły wiatru. Jeżeli wiatr się wzmaga, trzeba oceniać jego siłę i redukować ożaglowanie, czyli zmniejszać powierzchnię żagli. Na dużych jednostkach rejowych polega to na zwijaniu po kolei, od góry, kolejnych płócien. W warunkach sztormowych pozostawia się minimum żagla, na tyle tylko, by umożliwić minimalną sterowność statku i utrzymać go w odpowiednim kursie do fali. I tyle. To cała zasada manewrowania.
Pływa pan ponad 60 lat. Kiedy miał pan najtrudniejsze warunki na morzu?
W 1989 r., kiedy opływałem na "Pogorii" przylądek Horn. Płynęliśmy wtedy na zachód, pod wiatr i pod prąd, wiatr miał siłę huraganu, a fala wysokość do 12 metrów. Zmagania nasze trwały kilka dni.
Czy to prawda, że żeglarze, którzy potrafią prowadzić statek po morzu bez pomocy urządzeń technicznych, to zanikający gatunek?
Wierzę, że jednak nie. Z pewnością bez tych urządzeń jest trudniej, zwłaszcza gdy ktoś jest przyzwyczajony do żeglowania z ich pomocą na pokładzie. Ale nawet młodzi, jeśli mają już jakieś doświadczenie morskie i znają zasady nawigacji - to mając tradycyjne, podstawowe narzędzia, takie jak mapa, kompas, poradzą sobie na morzu.
I bez prądu, i bez łączności, i bez techniki. To wyzwanie, ale na tym polega prawdziwe żeglarstwo.
Czyli dobrze ocenia pan młodych stawiających dziś pierwsze kroki w żeglarstwie?
Pod względem umiejętności tak. Dziś już gimnazjaliści garną się do morskiego żeglarstwa i szybko się uczą. Jest natomiast inna rzecz w dzisiejszych czasach, która czasem żeglarstwo psuje.
Co to jest?
To zbyt duże zadufanie w sobie. Myślenie na zasadzie: tu niewiele trzeba umieć, ja wszystko mogę. To brak pokory, również wobec natury i morza. To brak wyobraźni. Problemy te dotyczą oczywiście tylko niektórych osób i mają związek z cechami charakteru, a nie brakiem umiejętności.
Pan też był w wieku gimnazjalnym, gdy wypłynął pod żaglami po raz pierwszy...
Wtedy pływałem na wodach śródlądowych. By wypłynąć na morze, musiałem czekać kilka lat. To były czasy PRL, granice zamknięte, czasy były paskudne. Gdy rozpoczynałem karierę żeglarską w 1950 roku, reżim był taki, że o wyjściu na morze można było tylko pomarzyć. Dopiero w 1956 roku byłem na swoim pierwszym morskim rejsie.
Dlaczego Zalew Zemborzycki jest dla pana szczególnym miejscem?
Z powodu Lublina. Zalew leży w jego granicach administracyjnych. Nie jestem lublinianinem od urodzenia, ale właśnie w tym mieście mieszkam przez całe swoje dorosłe życie, czyli ponad 50 lat. Tutaj przez wiele lat działałem w żeglarstwie, byłem prezesem Okręgowego Związku Żeglarskiego. Tu założyłem fundację Lubelskie Centrum Żeglarstwa. Lubliniane mają po sąsiedzku świetny akwen, czemu z niego nie korzystać? A to bardzo dobre jezioro do żeglowania, duże. Niewiele jest takich w Polsce. Aż szkoda, żeby przy dawnej przystani jachtowej stała tylko zardzewiała tablica z napisem "Przystań jachtowa. Zakaz kąpieli i łowienia ryb". Zawsze mi zależało na tym, by na Zalewie Zemborzyckim były dobre warunki do uprawiania żeglarstwa.
Która z innych przystani na świecie jest jeszcze ważna?
Trudno powiedzieć, bo każda jest ważna z innych powodów. Najpiękniejsze porty na świecie to z pewnością te, które są wysunięte najdalej na południe lub na północ. Przynajmniej dla mnie.
To zwykle połączenie gór i morza, niezwykła przyroda.
Kapitan Ziemowit Barański otrzymał nagrodę w konkursie Żeglarz Roku za mistrzowskie manewrowanie w ekstremalnych warunkach. W tym miesiącu miał kończyć rejs na Małych Antylach