Rejsuj.pl jest społecznością skupiającą żeglarzy. Zapoznaj się z doświadczeniem żeglarskim swoich znajomych, obejrzyj zdjęcia i wideo z rejsów.
Rejsuj.pl to także największa multimedialna baza danych o jachtach.
Zaplanuj z Rejsuj.pl kolejny sezon i umów się na rejs ze znajomymi!

Twoja przeglądarka jest bardzo stara i wymaga uaktualnienia!


Załoga portalu Rejsuj.pl rekomenduje aktualizację Internet Explorera do najnowszej wersji.

Wyprawa „Do obu Ameryk” – s/y Gedania ’75-76

Data:  2011-02-28 13:14:07
Ocena:
Autor: Piotr Cichy
Kolejny artykuł z serii "Śladami Polaków dookoła świata", tym razem wyprawa "Do obu Ameryk" na jachcie s/y Gedania. Jako że opowieść długa przedstawimy ją w częściach.
Podążamy śladami kolejnych znanych polskich żeglarzy. Tym razem wybitny żeglarz-polarnik, którego osiągnięcia morskie długo można by wymieniać, czyli kapitan Dariusz Bogucki. Szerzej przyjrzymy się jednemu z nich - czternastomiesięcznej wyprawie jachtu s/y Gedania o kryptonimie "Do obu Ameryk".

A więc do Ameryk. Dlaczego tam? Bo wszyscy wiedzą, że w Ameryce jest lepiej? Nie, nie w tym przypadku. Tym razem chodziło o odkrywanie na nowo dalekich morskich szlaków. Po wyprawach polarnych kapitana Boguckiego do Islandii, na Jan Mayen, Spitsbergen, Grenlandię urodził się pomysł na coś jeszcze bardziej śmiałego - Przejście Północno - Zachodnie. Ale to nie koniec. Jak zaznaczono w nazwie planem wyprawy jest odwiedzenie obu Ameryk, a konkretniej opłynięcie ich dookoła. Czyli założona trasa przebiega z Polski do Ameryki Północnej, forsowanie Przejścia Północno - Zachodniego, dalej wzdłuż zachodniego wybrzeża kontynentu amerykańskiego, aż po sam kraniec - przylądek Horn, odwiedzenie polskiej stacji naukowej na Antarktydzie i powrót najkrótszą drogą do punktu wyjścia. Projekt niezwykle śmiały i ryzykowny ale przygotowaniami zajmowali się specjaliści. Dzięki profesjonalizmowi ludzi zaangażowanych w przedsięwzięcie, a przede wszystkim Darka, jako głównodowodzącego, dało ze wszech miar oczekiwany wynik. Mimo modyfikacji trasy, o czym będzie niżej, wszystko zakończyło się zgodnie z planem i bez problemów niemożliwych do rozwiązania.

Wyprawie od samego początku patronował Yacht Klub Stoczni Gdańskiej, pod którego banderą była ona organizowana. Kiedy pomysł na wyprawę był już wyklarowany, zaistniała też potrzeba wyboru jachtu. Decyzja była od początku jasna - zostanie zbudowany nowy jacht, specjalnie na ten rejs. Projektowany jacht musiał być dzielny, nadawać się do żeglugi oceanicznej, a także w paku lodowym. Tak powstał niespełna 21-metrowy (podczas remontu w 2005 roku przedłużono kadłub o niecałe 3 metry, stąd niezgodność z aktualnymi danymi) szkuner sztakslowy. Jego imię nawiązywało bezpośrednio do łacińskiej nazwy miasta nadmotławskiego, czyli nic innego, jak "Gedania". Załoga też została ustalona szybko. Trzon stanowili uczestnicy dotychczasowych rejsów polarnych, na czele z kapitanem Boguckim, a reszta załogi miała doświadczenie oceaniczne z wyprawy na Horn na s/y Konstanty Maciejewicz. W sumie dziewięć osób, razem z kapitanem. Cała reszta spraw organizacyjnych była trudna, adekwatnie do trudności projektu, napotykała na wiele przeciwieństw, jednak zaangażowanie w przygotowanie było na tyle duże, że przezwyciężone zostały wszystkie trudności. W maju 1975 roku Gedania została zwodowana.

Po miesiącu przygotowawczego pływania po Bałtyku wszystko było już gotowe i można było wyruszać. Trzeciego lipca 1975 oddano cumy w Gdańsku. Pierwsze krótkie przeloty to czas na dotarcie wszystkich szczegółów. Bo zawsze jest jakiś drobiazg, który trzeba poprawić, czy usunąć. Na przykład okazało się, że zamiast mapy podejściowej do Aberdeen dostarczono Aden, a podczas przeglądania map jakoś się ten fakt przemknął. Szczęśliwym trafem kapitan pamiętał wejście i obyło się bez problemów. Pierwsze porty to Malmö, Aberdeen, Orkady i dalej skok przez ocean. Z Orkadów kurs prowadził prosto na Grenlandię. Żegluga przez Atlantyk była spokojna, a zaraz za Przylądkiem Farvel, jakby za progiem rozpoczęło się pływanie typowo polarne, czyli napotkano pierwsze góry lodowe. Każdy kawał lodu jest piękny i o innym kształcie, niektóre potrafią utworzyć zupełnie fantazyjne formy, trudne do wyobrażenia w normalnych warunkach, a jednak zdradliwe. Pozornie niegroźne, ładne bryły są w rzeczywistości bardzo niebezpieczne. Wiadomo, że lód jest niewiele lżejszy od wody, a więc ponad powierzchnię wystaje tylko około dziesięciu procent całej góry. Czyli masa każdego kawałka lodu jest dziesięciokrotnie większa niż to widać. Przy zderzeniu będzie na pewno nieprzyjemnie. A mniejsze kawałki, growlery tyko trochę wystaje nad powierzchnię wody i mogą rozerwać poszycie kadłuba, więc zderzenia należy unikać wszelkimi dostępnymi środkami. W dzień jest łatwiej, bo wszystko widać, chociaż przy zafalowaniu growlery się pokazują dopiero z niewielkiej odległości. Można ją powiększyć prowadząc obserwację z poziomu salingu.



W nocy sprawa się jeszcze bardziej komplikuje. Niejeden wachtowy marzł na dziobie podczas bezchmurnej nocy wypatrując lodu z reflektorem w ręku. Od przylądka Farvel pojedyncze góry lodowe zdarzały się nagminnie, natomiast rok 1975 okazał się wyjątkowo łaskawy jeżeli chodzi o pola lodowe - od tych morze było wolne. Tak spokojnie, zawijając jeszcze do Godthab, stolicy Grenlandii, gdzie odbyto wypad w góry z namiotami, Gedania dopłynęła do kanadyjskiej osady Resolute na wyspie Cornwallisa. I tu pojawił się kłopot. Od jakiegoś czasu były próby załatwienia pozwolenia na przepłynięcie Przejścia Północno - Zachodniego, a Kanadyjczycy nie dawali jasnej odpowiedzi. Wobec takiego stanu rzeczy nie można było dłużej zwlekać, trzeba było wypłynąć, a kwestię załatwienia pozwolenia, oraz wiz kanadyjskich zostawić w Polsce, aby zajął się tym kto inny. W Resolute ostateczna decyzja była już znana: "You can't sail". Niestety osławione North - West Passage zostało przekreślone. Gdyby była zgoda, Gedania miałaby szanse zostać pierwszym jachtem żaglowym na świecie, który przepłynął Przejście. Od czasów Amundsena - odkrywcy tego szlaku, pływały tędy jedynie lodołamacze i nieliczne statki handlowe, bądź wojenne. Nie wiadomo do końca jaka była prawdziwa przyczyna odmowy. Oficjalnie było to zbyt niebezpieczne przedsięwzięcie, przeszkodą były trudności w ewentualnym podjęciu akcji ratowniczej w warunkach arktycznych. Nieoficjalnie już dwa lata później władze kanadyjskie zezwoliły na przejście belgijskiego jachtu s/y Williwaw pod dowództwem Willy'ego de Roos, który przez większą część trasy płynął samotnie. Czy techniki ratowania aż tak poszły do przodu? Czy Kanadyjczycy uznali, że samotny żeglarz sobie poradzi lepiej z pływaniem w lodach przez cały sezon niż dziewięciu Polaków? Na te pytania nie ma odpowiedzi, można się jedynie domyślać. A Gedania musiała zawrócić.



Tym razem na wschód żegluga Cieśniną Lancester, a później przez morze Baffina przebiegała podobnie spokojnie. Wobec zawrócenia, a jeszcze trwającego sezonu postanowiono odwiedzić jeszcze jakiś port w Arktyce, żeby nie pozostawał niesmak po przegonieniu. Wybór padł na Thule - osadę przy amerykańskiej bazie lotniczej. I tu niestety nastąpiło rozczarowanie. Skoro nie ma specjalnego pozwolenia na pływanie w tym rejonie, to trzeba natychmiast odpłynąć. Wyjątkowo pozwolono nabrać wody i złożyć wizytę w szpitalu z przytrzaśniętym suw klapą palcem. Po dwóch godzinach załoga znów była w drodze. Był już początek września. Sezon na wodach północnych dobiegał końca. Aby nie dać się zamknąć w lodach na całą zimę, co mogłoby się skończyć źle dla jachtu należało opuścić wody Arktyki. Więc opuszczamy Morze Baffina razem z załogą Gedanii, a co się działo dalej - o tym w następnej części artykułu.

fot. z książki Dariusza Boguckiego "Gedanią za oba kręgi polarne"

Zobacz także:


Zobacz ofertę rejsów na sezon
01
Gru
2024
Kryptowaluty
Kategoria: inne
Wrocław
15
Lis
2025
Labrador
Kategoria: szanty
Warszawa