Rejsuj.pl jest społecznością skupiającą żeglarzy. Zapoznaj się z doświadczeniem żeglarskim swoich znajomych, obejrzyj zdjęcia i wideo z rejsów. Rejsuj.pl to także największa multimedialna baza danych o jachtach.
Zaplanuj z Rejsuj.pl kolejny sezon i umów się na rejs ze znajomymi!
Twoja przeglądarka jest bardzo stara i wymaga uaktualnienia!
Pierwsza część naszego bloga z czteromiesięcznego rejsu jachtem s/y Mantra Ania dotycząca podróży z Polski do Singapuru oraz pobytu w Malezji.
26 luty 2011 21:30LT Od 9 godzin, na silniku podążamy w kierunku Tajlandii. Wiatru jak to zwykle w tym regionie za bardzo nie ma... dziś zrobiliśmy sobie czytelnię, i zagłębiliśmy się w swoje książki... Jutro powinniśmy zakotwiczyć przy małej wysepce Ko Pharya Nak i wreszcie wypróbować tandem po naprawach - ponton + silnik. Pogoda bez zmian, upalnie w dzień i przyjemnie ciepło w nocy.
Pozdrawiamy B&J
26 luty 2011 10:52LT Wczoraj przemieściliśmy się na drugą stronę wyspy do mariny Telaga. Za 2-3 godziny wypływamy, już do Tajlandii. Jesteśmy zatankowani na full. Mamy nadzieję, że jednak coś powieje...
B&J
24 luty 2011 22:50LT
Tu dziś byliśmy:
24 luty 2011 20:55LT Rano dopłynęliśmy do wysepki Langkawi. W nocy wiatry zmienne i burza nad nami, refowaliśmy się kilka razy, ale dzięki pomyślnym wiatrom udało się prawie całość przejść na żaglach, a rano musieliśmy nawet hamować, aby między małe wysepki wpłynąć już po wschodzie. Fajna noc, ale wyczerpująca, więc zaraz po zacumowaniu, poszliśmy.... spać. Po południu rekonesans okolicy, poszukiwanie najtańszego paliwa (aby zatankować już na ocean) i obiadek - dziś sałatka z kurczakiem.
Langkawi to znana miejscowość turystyczno-wypoczynkowa, no i strefa wolnocłowa. Piwko po 2 zł a nie po 10 jak do tej pory, tańsze też są papierosy, czyli dla Wojtka akurat nic ciekawego, bo cola w tej samej cenie a nawet 30gr droższa :). Kupiliśmy jednak 3 sztangi Malboro - ale to na łapówki dla pilotów w kanale Sueskim.
Jutro przemieszczamy się wzdłuż tej wysepki, może zakotwiczymy gdzieś na noc, a potem... good bye Malaysia.... kolejny stop w Tajlandii.
A tutaj filmik jak dopływaliśmy do Georgetown:
22 luty 2011 23:12LT Dziś pierwsza część dnia to tzw. sprawy bieżące: pranie (skoro pralki są za darmo trzeba skorzystać), zakupy techniczne w sklepach garażowych. Potem wybraliśmy się na obiad do baru III kat. z daniami indyjskimi. Za talerz robił kawałek liścia, a do jedzienia jak to w indyjskiej kuchni naleśnik (nie słodki) z czymś - z sosem, kurczakiem, rybą. Oczywiście na koniec za wiele do płacenia nie wyszło, a najdroższa była cola...
Wieczorem wybraliśmy sie do leżącej na brzegach miasta buddyjskiej świątyni Kek Lok Si - największej takiej w tym regionie świata.
Jutro po południu ruszamy na wyspę Langkawi - to będzie już ostatni akcent Malezyjski...
21.02.2011 17:55LT Godzinę temu zacumowaliśmy w Gorge Town. Marina ładna i z wieloma dodatkami - internet, tv, bilard, klimatyzowane pomieszczenie itp. Ale my się po ogarnięciu wybieramy do centrum miasta, ktore jest wpisane na listę światewego dziedzictwa UNESCO. Zatem więcej już wkrótce.
B&J
20 luty 2011 18:30LT
Wiatry słabe i zmienne, zatem czasem na silniku czasem na żaglach, ale przemieszczamy się na północ. Jeszcze doba drogi na pewno przed nami... dużo kutrów rybackich i holowników, ale bez problemu dajemy radę. Najlepiej się żegluje nocą, bo temp. znośne i jest wtedy całkiem przyjemnie.
Pozdrawiamy
B&J
20 luty 2011 00:45LT
Przebijamy się mozolnie dalej na północ przez ciesninę Malacca, mozolność polega na tym, że słabo wieje i to w dziób, więc pod fale (nie za duże) i pod wiatr halsujemy z grotem i silnikiem...
Mała dygresja na temat świateł noszonych przez jednostki tu pływające - duże statki noszą je w miarę prawidłowo, małe już nie zawsze, szczególnie na kotwicy potrafią się wygasić do zera, bo po co palić światło. Jest tu dość dużo zestawów holowanych, ale póki co jeszcze żaden obiekt holowany nie był oświetlony, mogli by posadzić jakiegoś malezyjczyka z latarką... Mistrzowie jedyni w swoim rodzaju to rybacy... to co oni potrafią zapalić nie istnieje w żadnej książce, najczęściej jest to światło białe, ale nie punktowe, taka kreska z góry na dół. Zdarzyło się podobne światło zielone i taki to zakręcił 2 kółka dookoła nas w odległości 0.5 Mm. Równie nieźli są ludziki w małych motorówkach... też nic nie zapalają... no ale w takim przypadku pozostaje wierzyć, że oni będą uważać...
Koniec dygresji na temat świateł... opiszę co się dziś działo po południu. Poznaliśmy na przystani jednego z pracowników, który okazał się bardzo pomocny.... rano zawiózł mnie do warsztatu gdzie naprawiono silnik zaburtowy, potem jeszcze zrobiliśmy małe zakupy techniczne, bank itp. a wiczorem umówiliśmy się, że zabierze nas do jakiejś restauracji, gdzie jadają tutejsi mieszkancy. Wybór padł na jedzenie indyjskie. Lokal wyglądał jak stołówka w podłym sanatorium, ale jedzenie pyszne... co tu dużo pisać, nie mieliśmy pojęcia co tak naprawdę jemy. Skosztowaliśmy kilku potraw składających się głównie z takiego cieńkiego naleśnika (nie zawsze słodkiego), którego się macza w różnych sosach, niektóre bardzo pikantne... do tego kurczak w 2 kombinacjach no i coś do popicia. Po tej bogatej bo kilkudaniowej obiadokolacji przyszło nam zapłącić 35 rm, czyli po jakieś 12 zł na głowę... nieźle.
Durian, kto wie co to jest ? Myślę, że niewielu... można zajrzeć do wiki... jeszcze przed wyjazdem wyczytałem, że popularny jest w Malezji... nie omieszkaliśmy zapytać naszego frienda czy da się skosztować gdzieś to cudo... oczywiście, że się dało... Ok, wyjaśnię, durian to najbardziej śmierdzący owoc na świecie. Czy faktycznie? Niby tak, zapach naprawdę nieciekawy choć nie tak intensywny jak sobie wyobrażaliśmy, a smak... no cóż, ponoć niektórzy twierdzą że jest wyśmienity, dla nas niebardzo, ani to słodkie, ani kwaśne, takie nijakie... chyba nie będziemy za nim tęsknić. No ale jedna z kolejnych niepowtarzalnych atrakcji Malezji zaliczona.
Pozdrawiamy
B&J
19 luty 2011 17:07LT Silnik zaburtowy już sprawny, kąpiel w basenie podczas tropikalnej burzy zaliczony, jeszcze tylko jakiś obiad na mieście (a ta część Malezji znana jest z najbardziej ostrych potraw) i wieczorem ruszamy dalej na północ. Wiatry słabe więc pewnie zejdzie z 2 dni...
pozdrawiamy...
B&J
18 luty 2011 22:37LT Zakochałem się...
Ponieważ net w miarę szybko chodzi więc wrzucę obiekt mych westchnień, a że obraz wart tysiąca słów to na fotkach się skupmy:
Tak więc byliśmy w stolicy Malezji Kuala Lumpur i skupiliśmy się na jednym obiekcie - Petronas Twin Towers, do niedawna najwyższym budynku na Świecie. Nie bez przeszkód udało się wjechać na ostatnie piętro to jest na ok. 450 metrów - robi wrażenie. Wewnątrz budynku znajduje się największe w Malezji centrum handlowe - tylko tracić pieniądze. Zdecydowanie to miasto podobało nam się bardziej od Singapuru.
Jeszcze jedno, przeglądając relację można odnieść wrażenie, że my wogóle nie żeglujemy. Fakt, odbywa się to głównie nocą, więc co tu dokumentować... ale wrzucamy jakieś pierwsze klapsy filmowe:
18 luty 2011 12:55LT
Stoimy w Port Klank. Buro i ponuro, woda ma kolor błota, kupa śmieci i nic poza tym. Ale w pobycie tutaj ukryty jest jednak cel. Jaki? Wyskoczyć zobaczyć bliźniaki....
17 luty 2011 15:11LT Wypoczywamy, leżymy na leżaczkach, pływamy w basenie, nawiązujemy kontakt z parą australijczyków, którzy nie mogą się nadziwić, że z Danga Bay to jest 150 Mm przepłyneliśmy za jednym skokiem... zresztą co tu pisać, lepiej kilka fotek... wieczorem ruszamy dalej...
16 luty 2011 23:19LT Po ciemku ale udało się trafić do mariny, która jeszcze nie istnieje na naszych mapach. Mile zostaliśmy zaskoczeni tuż po przybyciu, gdyż jest to jakiś raj - basen pod palmami, prysznie marmurowe i ogólny przepych w silnie strzeżonej strefie dla bogaczy takich jak my (tzn. okaże się przy płaceniu za postój).
Jadzia przetestowała też telefon satelitarny dzwoniąc do mamy, która ledwo go odebrała myśląc że to jakaś promocja. Zatem wszystkie środki łączności z krajem sprawdzone.
Jutro pławimy się w luksusie tutejszej mariny, jakieś fotki zapewne się pojawią...
Chyba ostatni filmik z Singapuru:
16 luty 2011 17:53LT Pierwsza noc na morzu upłynęła przyjemnie, robiliśmy zmiany co 2-3h, tak aby udało się jeszcze przespać. Ruch w cieśninie Mallacca jest ogromny, ale dość dobrze zorganizowany, pływając poza rutą można napotkać zestawy holownicze, gdzie oczywiście tylko holownik jest oświetlony... na szczęście większość ma AIS, który się w takim przypadku przydaje. Wiatry zmienne od 1-4B pozwoliły na postawienie żagli i osiąganie prędkości nawet do 7kn. Raz nawet się zarefowaliśmy :)
Za 2h dopłyniemy do Port Dickson, w Danga Bay powiedzieli nam że tu jest normalna marina w co musimy wierzyć, bo na mapach nic kompletnie nie ma...:) Jeden - 1.5 dnia postoju i płyniemy do GeorgeTown. Poznajemy łódkę i cieszymy się morzem. Fajną zabawą jest odkrywanie różnych produktów żywnościowych pozostawionych przez poprzednie załogi, zakupione w portach całego świata.
Pozdrawiamy
Wojtek i Jadzia
15 luty 2011 22:11LT Jadzia za sterem, pierwsze samodzielne godziny wachty... udało się po raz pierwszy odebrać / wysłać maile z konta sps2539@sailmail.com, także ta forma komunikacji też już działa, choć raczej na morzu niż w portach (zakłócenia lądowe).
Pozdrawiamy B&J
15 luty 2011 19:07LT Od 7h żeglujemy po Cieśninie Malacca, przeszła burza i powiało troszkę więc udało się pociągnąć trochę na żaglach. Teraz niestety silnik, fali nie ma za to mnóstwo statków.
15 luty 2011 11:38LT Dziś święto narodowe w Malezji - i jak tu kupić akumulator? Udało się w jakimś warsztacie - drogo przepłacając, ale czas nagli, wypływamy, następny port to miasteczko Dickson, 156Mm, przez jedną z najbardziej ruchliwych tras świata. Jak się uda będziemy tam jutro wieczorem.
14 luty 2011 23:50LT Walentynki, przyszło nam spędzić razem, choć na pewno każde z nas tęskni też za kimś na lądzie... całusy poszły smsem :). Czasu na świętowanie jednak nie było - był dzień techniczny, choć troszkę nieudany. Najpierw przez 2h odwiedziliśmy taksówką 3 warsztaty, bo trzeba by podreperować silniczek zaburtowy do pontonu... niestety zakończyło się to porażką. Dobrze, że taksówka klimatyzowana i tylko 50 zł na koniec na taksometrze (przy okazji są zgrabniutkie malutkie a kierowcy drukują paragony - jednak można, nie to co u nas).
Postanowiliśmy dokupić jeszcze troszkę żywności, korzystając głównie z tutejszych niskich cen. Udało się znaleźć nawet puszeczki (mini) z jakimś mięskiem. Te akurat dość drogie, ale to może się okazać jedyne mięsko do Europy. Wychodzi na to, że na morzu będziemy wegetarianami i ... jakie jest określenie na osoby które nie jedzą pieczywa? Za to ryżu, makaronu i sosu pomidorowego full. A co tam... nadrobimy w portach.
Popołudnie to dalsze klejenie pontonu. Na łódce są dwa, jeden w pełni sprawny, ale napędzany wyłącznie siłą mięśni (widomo czyich), drugi ma pawęż na silnik, ale czas a w szczególności słońce dało mu się we znaki i po prostu się cały rozkleja. Udało się przemycić z polski super klej - to go kleimy i już wygląda nawet ciekawie... mamy nadzieję, że także będzie sprawny...
Wieczorkiem udało się jeszcze zamontować nowe urządzonko - AIS, co wcale nie było takie łatwe gdy antena od UKF'ki po prawej burcie a komputer na lewej dlatego kabel biegnący po suficie będzie zdobił wnętrze przez cały rejs (specjalnie w kolorze intensive blue). Po załączeniu od razu zgłosiło się 150 statków... spoko.
Podczas dalszych prac elektrycznych okazało się że nasz akumulator przeszedł w stan agonii i jutro z rana wymienimy go na nowszy model.
POTEM JUŻ PŁYNIEMY...
UWAGA dla rodzin i znajomych: nie udało nam się jeszcze uruchomić funkcji odbierania / wysyłania e-maili na adres sps2539@sailmail.com ale w najbliższym czasie będziemy płynąć wzdłuż brzegu więc komóreczki powinny chodzić. Jak tylko uda nam się uruchomić maila poinformujemy o tym.
13 luty 2011 20:23LT
Dziś był dzień techniczny tzn. klejenie pontonu, co po głębszym rozeznaniu doprowadziło do częściowego rozebrania go na składniki pierwsze a następnie klejenia go po kawałku. Ze względu na proces technologiczny będziemy kończyć jutro. Do tego wyciągnięcie wszystkiego z bakisty rufowej - ile tam się rzeczy może zmieścić, następnie suszenie / segregacja i układanie. Jadzia szalała pod pokładem - analiza zawartości szafek i skrytek + porządki. Podsumowała, że w życiu nie widziała tylu różnych plastikowych pojemników - a wszystkie do mycia. Wiadomo że tempertura nie sprzyja.... tak na marginesie dziś się zastanawiałem ile litrów napoju piję dziennie i wychodzi tak chyba z 5 l. Jadzia co chwilkę przygląda się swojej opaleniźnie i martwi się co tak wolno...
Teraz idziemy coś zjeść, zapewne ryż a wieczorem dalsza część przygotowań - elektronika i kolejny odcinek Czasu Honoru...
Uściski dla wszystkich
B&J
Wracając do zakupów:
13 luty 2011 01:25LT Właśnie wróciliśmy z 14 godzinnej wyprawy do Singapuru. Miasto ciekawe i intrygujące, do tego wywołujące mieszane odczucia. Z jednej strony nowoczesne, duże skupisko naprawdę wysokich i ciekawych architektonicznie wieżowców, czyściutko, grzecznie i porządnie. Wjechaliśmy na 52 piętro Sand Bay Hotel by podziwiać panoramę miasta, potem trasą pomiędzy wieżowcami by odnaleźć China Town. Po drodze obiadek (a właściwie śniadanie) w postaci zupki z pierożkami z nadzieniem krewetkowym oraz ryż z krewetkami. Ciekawe smaki, ale długo bym chyba bez schabowego nie pociągnął - a będę musiał. Dzień, póki się nie ściemniło wzięliśmy właściwie a przeczekanie, ucinając sobie nawet krótką drzemkę w mini parku.
Z drugiej strony w mieście jakby pusto. Mieszkańców / turystów prawie nie widać, wszystko pozamykane. Restauracje świecą pustkami, przecież tutaj nie ma chyba określenia "po sezonie". No chyba, że trafiliśmy na jakieś singapurskie święto nie wychodzenia z domu... Sytuacja diametralnie zmienia się wieczorem, piękne oświetlenie miasta wywarło na nas duże wrażenie, siedzieliśmy nad Marina Bay z widokiem na całe miasto i podziwialiśmy. Także z pewnością zadowoleni, choż i troszkę zaskoczeni wróciliśmy na jacht.
Jadzia w drodze powrotnej o dziwo przemarzła w autobusie, oczywiście to sprawka klimatyzacji, więc teraz siedzi obok mnie i pije... uwaga: GORĄCĄ HERBATĘ! (o zgrozo).
Chcieliśmy w poniedziałek już wypłynąć ale malezyjska biurokracja i spokojne czyli leniwe podejście do życia zweryfikowało nasze plany i w poniedziałek to możemy co najwyżej rozpocząć załatwiać odprawy (bo w piątek ani w sobotę się nie udało).
Kilka ciekawostek po tych kilku dniach:
taksówka kosztuje kilkanaście zł gdzie by się nie jechało
deszcz pada przez 30 minut od 16:30
szybko człowiek obraża się na piwko, bo kosztuje po 10 zł
obiadek w miejscu turystycznym = 15 zł tuż obok w ciemnej uliczce już 7
11 luty 2011 21:48LT Dziś postanowiliśmy zrobić zakupy żywnościowe na rejs Najpierw 3km pieszo do sklepu w 30st C a słońce prażyło idealnie nad naszymi głowami. W sklepie kolejne kilometry między półkami, rozszyfrowanie produktów które nie są opisane nawet po angielsku a często wogóle nie znajdują się na półkach przysporzyło trudności ale udało się - 4 koszyki na 4 miesiące. Z racji stosunkowo niskich cen w Malezji postanowiliśmy kupić jak najwięcej. Powrót już na dwie taksówki a teraz trzeba to wszystko załadować na jacht...Jutro dla odmiany czeka nas całodniowa wycieczka do Singapuru.
10 luty 2011 21:30LT Udało się przejść odprawę, bagaże przeszukane ale klej chyba się uchował. Jedziemy autobusem na łódkę, będziemy za 30 minut...
10 luty 2011 18:11LT
Wylądowaliśmy, lot spokojny. Teraz czeka nas jeszcze przebicie się przez odprawę paszportową i długa droga na łódkę do Malezji.. Jest gorąco ale przyjemnie.
9 luty 2011 18:45
Welcome to London. Przemieszczamy się w kierunku terminalu 3 skąd o 21:20LT będziemy lecieli Boeingiem 747 czyli Jumbo Jetem do Singapuru.
9 luty 2011 13:20
Właśnie siedzimy na lotnisku Berlin Tegel oglądając Conquest of Paradise... to tak aby wzmocnić chęć spełniania marzeń...
9 luty 2011 9:30
Z niemałymi bagażami, jednak ograniczonymi do 23kg (zapewniamy że spakowanie się na 4 miesiące przy takim ograniczeniu nie należy do najłatwiejszych) z dodatkowym bagażem podręcznym załadowanym do granic możliwości i... bez gitary, jednak musiała zostać, jedziemy ze Szczecina busem na lotnisko do Berlina skąd czeka nas lot do Londynu.