Rejsuj.pl jest społecznością skupiającą żeglarzy. Zapoznaj się z doświadczeniem żeglarskim swoich znajomych, obejrzyj zdjęcia i wideo z rejsów. Rejsuj.pl to także największa multimedialna baza danych o jachtach.
Zaplanuj z Rejsuj.pl kolejny sezon i umów się na rejs ze znajomymi!
Twoja przeglądarka jest bardzo stara i wymaga uaktualnienia!
W poprzednim odcinku: Gedania odbyła część trasy "Do obu Ameryk". Próba sforsowania Przejścia Północno - Zachodniego zakończyła się niepowodzeniem z powodów pozażeglarskich.
Podążamy śladami kolejnych znanych polskich żeglarzy. Tym razem wybitny żeglarz-polarnik, którego osiągnięcia morskie długo można by wymieniać, czyli kapitan Dariusz Bogucki. Szerzej przyjrzymy się jednemu z nich - czternastomiesięcznej wyprawie jachtu s/y Gedania o kryptonimie "Do obu Ameryk".
Obecnie mamy wrzesień 1975 roku i Gedania zmierza na południe, ze rufą zostało Morze Baffina. Zdarzył się w tym czasie trochę poważniejszy wypadek niż złamany palec. Właśnie postawiony spinaker wypełniając się urwał obciągacz bomu i korzystając z chwili wolności odfrunął w świat, oczywiście w kawałkach. Poza tym bom uderzając z całą siłą o wanty zgiął się w pół, a zajęty wcześniej knagowaniem, wyrzucony w górę Wojtek złamał sobie żebra uderzając o nadbudówkę. Na szczęście nie było to na tyle groźne, że załoga sobie nie poradziła sama z problemem. Wojtek został zawinięty elastycznymi bandażami i w ten sposób stał się drugą osobą zwolnioną z zajęć pokładowych (pierwszym był Edek, który niedawno przytrzasnął sobie palec). Bom spinakera i resztki samego żagla niestety były nie do naprawy siłami załogi.
Pierwszym portem poza wodami arktycznymi, do którego zawinęła Gedania było St. John's na kanadyjskiej wyspie Nowa Funlandia. Tam nie wiadomo dokładnie skąd, ale Gedania była uważana za jacht zaginiony. Już od Cieśniny Lancester lotnictwo i marynarka straciły polski jacht z zasięgu wzroku i ekranów radarowych, więc uznano że stało się coś niedobrego. Z kolei kapitan portu pytany "Czy ten czerwony szkuner, który właśnie wpłynął do portu jest tym samym, co zawrócił z Przejścia Północno - Zachodniego?" odpowiadał pewnie, że "To jest zupełnie inny szkuner". Jednak dziennikarze zwrócili się też do przybyłych żeglarzy i zostali wyprowadzeni z błędu. Postój na Nowej Funlandii miał trwać trzy dni, ale z racji dużej ilości koniecznej pracy przeciągnął się do tygodnia. Wypełniała go głównie robota przy żaglach, ale upłynął w przyjaznej atmosferze dzięki życzliwym Kanadyjczykom.
Po dokonaniu niezbędnych napraw przyszło ruszyć dalej. Znacząca zmiana w charakterze żeglugi nastąpiła po wejściu w ciepły Prąd Golfsztrom. Co prawda prąd był przeciwny, ale temperatura drastycznie stała się wręcz upalna, co po arktycznym zimnym lecie było miłą odmianą. Rozpoczynające się jesienne sezonowe sztormy były tylko krótkimi przerywnikami. Przychodziły na myśl warunki śródziemnomorskie.
Kolejną miłą niespodzianką była wiadomość, że rybacki statek-baza "Pomorze" kotwiczy właśnie na łowiskach nowofunlandzkich. Decyzja natychmiastowa - trzeba odwiedzić więc Gedania skontaktowała się z Pomorzem i niedługo, przeczekując w międzyczasie sztorm spowodowany przechodzącym w niedsaleko huraganem, podpłynęła pod jego burtę. Wizyta poskutkowała zadowoleniem rybaków z przerwania monotonii życia na statku, z drugiej strony Gedania wzbogaciła się o trochę świeżych zapasów spożywczych i uszczelnienie rury wydechowej, a załoga skorzystała z rzadkiej okazji do kąpieli. Później był Nowy Jork, zwiedzanie wielkiego miasta połączone z nieodzownymi pracami remontowymi na jachcie, jak w każdym porcie.
Kilka dni po opuszczeniu portu pod Manhattanem zaczęły się prawdziwe tropiki. Załoga zaczęła chronić na wszelkie możliwe sposoby głowy przed ostrym słońcem, chodzić po pokładzie bez butów, co początkowo poskutkowało poranionymi stopami, ale w końcu można było się przyzwyczaić do omijania knag i innych wystających z pokładu twardych części szerokim łukiem.
Jeśli istnieją nadprzyrodzone zjawiska, to załoga Gedanii miała dużą szansę być ich świadkiem, ponieważ jedyna sensowna trasa z Nowego Jorku do następnego portu, jakim było Miami prowadzi przez Trójkąt Bermudzki. Tamtędy też Gedania popłynęła ale ku rozczarowaniu a może i na szczęście nic się nie stało i port Miami bez przeszkód osiągnięty. Tutaj rozpoczął się prawdziwy remont. Po wielu próbach uskutecznianych już od kilku tygodni, udało się załatwić nową maszynkę sterową. Na trzy pracowite tygodnie Gedania stała się jedynie warsztatem, a załoga zamieszkała w pensjonacie "Chopin" prowadzonym przez Polaków. Dzięki wielu podobnie życzliwym ludziom remont trwał tylko trzy tygodnie. Ich pomoc była nieoceniona. Mimo to roboty było dużo. Instalacja nowej maszynki sterowej była całą wielką operacją i polegała na wymontowaniu starej, zbudowaniu podstawy dla pompy i zamontowaniu nowej wraz z systemem rurociągów, dźwigni, pomp itd. Wolny czas wypełniało jak zwykle szycie żagli, skrobanie rdzy i tym podobne drobnostki. Wspomniani życzliwi ludzie nie pozwolili gościom tylko przypłynąć, zrobić co trzeba i popłynąć, dzięki nim było możliwe zwiedzenie ciekawszych miejsc na Florydzie.
USA zostało za rufą. Po wyjątkowy natężeniu pracy był też czas na krótkie wczasy - czyli krótki postój na Bahamach przeznaczony na nurkowanie, które zresztą nie do końca się udało, z powodu mało korzystnego miejsca. Niemniej pozwoliło to odpocząć fizycznie, psychicznie właściwie też. Jak wiadomo, w każdym dłuższym rejsie muszą zdarzyć się mniejsze, lub większe kłótnie. To właśnie był ten moment. Mała iskierka zapaliła ogień i wylały się wszystkie żale nagromadzone przez ostatnie kilka miesięcy. Ale tak jak po letniej burzy powietrze znakomicie się odświeża, tak i na pokładzie Gedanii odświeżyła się atmosfera. Nikt nie obraził się na nikogo na dłużej, więc na Morzu Karaibskim było już wszystko w najlepszym porządku.
Przed przeprawieniem się na Pacyfik Gedania odwiedziła jeszcze archipelag San Blas. Dwójka z załogi była tu też dwa lata wcześniej na Konstantym Maciejewiczu i wydaje się że to krótki okres, ale zmiany zaszły duże. Mały egzotyczny przytułek dla wszystkich został wykupiony przez amerykańskiego biznesmena i przerobiony na hotel w stylu amerykańskim (jeszcze podczas cumowania Gedanii został on wypędzony z wyspy), a Indianie Kuna stali się pazerni na pieniądze. Ludowa sztuka szycia makatek molas spadała do roli produkcji masowych pamiątek, a za fotografowanie Indianie żądali wysokiej zapłaty. Trochę zniesmaczeni postępującą cywilizacją żeglarze opuszczają archipelag i kierują się do Kanału Panamskiego. Przejście jego odbyło się bez problemów.
Zaczął się Ocean Spokojny. Nowy ocean to nowe doznania. Tu tropiki wyglądają zupełnie inaczej. Szaro, niskie chmury, zimno i monotonnie. Tak było przez cały przelot oceaniczny. Dopiero w dniu zobaczenia brzegu Wysp Galapagos Neptun zesłał dobrą, słoneczną pogodę, jakby specjalnie na święto chrztu równikowego, który odbywał się również tego dnia. W takiej samej pogodzie upłynęły dni na eksploracji archipelagu. Na początku wyspa San Cristobal. W stolicy archipelagu, Boquerizo Moreno załatwiono pozwolenie na tygodniowe zwiedzanie wyspy Izabela. Tu też, na kotwicy zastał Gedanię 24 grudnia. Daniem głównym był świeżo złowiony tuńczyk. Kolacja oczywiście wypadła bardzo uroczyście. Potem stojący po sąsiedzku szkuner pod banderą Ekwadoru, ale z Amerykanami na pokładzie poddał pomysł - załoga popłynęła z kolędą. Druga część kolacji wyszła jeszcze lepiej, bo jak się okazało żeglarze z USA znali faworki i pierożki, więc było bardzo sympatycznie. Dalszy ciąg pobytu na Galapagos to Wyspa Izabela - głównie obcowanie z miejscową florą i fauną. Dzikie zarośnięte plaże, iguany, foki, żółwie - bardzo urozmaicony repertuar.
Po opuszczeniu Galapagos nastąpił długi na 1200 mil przelot do Peru. Zamiast ośmiu dni tak jak to zwykle bywało na takich dystansach, zabrał on aż dwa tygodnie. Powód - po prostu stale przeciwny wiatr. Pierwszy hals doprowadził na szerokość geograficzną Callao, a drugi prosto do portu. A w Callao nastąpił kolejny remont - największy z całej wyprawie - bezpośrednio przed kolejnym wielkim celem - Antarktydą…
fot. z książek "Gedanią za oba kręgi polarne" Dariusza Boguckiego i
"Pod żaglami do Arktyki i antarktyd" Eugeniusza Moczydłowskiego