Rejsuj.pl jest społecznością skupiającą żeglarzy. Zapoznaj się z doświadczeniem żeglarskim swoich znajomych, obejrzyj zdjęcia i wideo z rejsów. Rejsuj.pl to także największa multimedialna baza danych o jachtach.
Zaplanuj z Rejsuj.pl kolejny sezon i umów się na rejs ze znajomymi!
Twoja przeglądarka jest bardzo stara i wymaga uaktualnienia!
Siódma część naszego bloga w której opisujemy wizytę w Egipcie, dużo zwiedzania, nurkowania i innych atrakcji a później w drogę przez Kanał Sueski do Izraela.
10 maja 2011 23:10LT
Dzisiaj wreszcie udało się wyruszyć z Suezu, oczekiwanie po drodze w Ismailii na pilota i udało się pokonać Kanał Sueski. Właśnie wypłynęliśmy na wody Morza Śródziemnego a za dwa dni Izrael.
Pozdrawiamy
B&J&I
8 maja 2011 19:00LT
Dziś miał być kanał, ale nie ma, ponoć jakiś okręt wojenny płynął na południe... a jak płynie okręt to się wstrzymuje ruch. No tak, żeglarze ze swoimi okrętami, w tym z jednostką flagową mantra Ania stanowią zapewne ogromne zagrożenie. Tak więc stoimy kolejny dzień i się nudzimy - czytamy książki, śpimy, oglądamy film. Ustrzeliliśmy pizzę za 5 zł i byle do jutra... chcemy już w drogę....
Pozdrawiamy
B&J&I
7 maja 2011 2130LT
Suez & Cairo & Giza
Dziś dzień jaki przeżywają prawie wszyscy turyści polscy w Egipcie, czyli obowiązkowa wycieczka fakultatywna pod piramidy.
O 0700 rano podstawiono nam autobus Sailing Tour, którym po dwóch godzinach jazdy docieramy pod piramidy... widać je już z daleka, z miasta Kair, liczącego sobie 18 mln. mieszkańców, ale o mieście troszkę później, trzymajmy się chronologii...
Tuż po wyjściu z autobusu obskakuje Cię kilku handlarzy oferując pocztówki, figurki, chusty, papirusy, piramidki, wszystko jak to mówią po polsku “za darmo", co oznacza w praktyce za 1 USD. Aby się od nich opędzić trzeba stanowczo mówić NO, NIE, NEIN, trzeba nie patrzeć na niego, trzeba być czasem wręcz brutalnym... a jak choć przez chwilę się czymś zainteresujesz, przegrałeś, zmuszą Cię do zakupu, jedynej, niepowtarzalnej pamiątki z Gizy. Ja wybrałem dość dobrze sprawdzające się wyjście, nie wziąłem pieniędzy i pokazywałem im puste kieszenie... działa? Nie koniecznie... chcieli zabrać lub wymienić na figurki mój zegarek...
Co do piramid to robią wrażenie... mieli chłopaki gest, troszkę się nadźwigali i układali tak przez 30 lat... i jeśli nie padli z wycieńczenia lub nie spadli z wysokości to w nagrodę za ukończenie dzieła faraon ich zabijał, co by nie zdradzili tajemnicy, ciekawe jakiej... taka to była epoka... także powiało nam troszkę historią i musieliśmy zadzierać głowy by objąć całość budowli.
Z trudem opędzając się od wielbłądów i przypadkowych ludzi którzy uprzejmie zrobią Ci fotkę, żądając potem pieniążka, wracamy do autokaru i przemieszczamy się pod Sfinksa... No, nowy to on nie jest... troszkę go sponiewierały gorące wiatry pustynne, wszak tu zaczyna się Sahara.
Po wynegocjowaniu zadowalających cen za typowe pamiątki spod piramid jedziemy na lunch, a następnie do Muzeum Egipskiego. Poznajemy tu dość zawiłą historię dolnego i górnego Egiptu, kolejne dynastie królów, kolejnych bogów itp, itd... momentami nużące. Wybudziła nas dopiero sala ze skarbami z grobu Tutenchamona. Sama maska to 11kg czystego złota, nie mówiąc o złoconych skrzyniach które mogły by robić za mini garaż dla malucha...
A sam Kair? Widać, że potężne miasto. Mijaliśmy place budowy, a na nich ogromne bloki, każdy identyczny i jeden stojący na drugim... zagęszczenie na maksa. Co poza tym rzuca się w oczy? Śmieci (to już trochę przywykliśmy), anteny satelitarne (jak w Polsce na początku 90-lat), wysokie bloki - wszystkie szare i wyglądające jak opuszczone..., odwiedziliśmy też plac gdzie podczas niedawnych zamieszek i strajków zebrało się ponoć 2 mln. osób.
Kair - ciekawe miasto by spędzić w nim kilka dni, ale w którym nikt z nas by nie chciał jednak zamieszkać
Dziś bardzo leniwy dzień - typowo egipski, najpierw czekaliśmy na Pana mierniczego, który mierzy łódkę aby potem wyliczyć opłatę za przejscie kanału... a co mierzył?
długość, szerokość, zanurzenie, długość balastu, wymiary nadbudówki (?), wymiary komory silnika (??) i jeszcze kilka fantastycznych szczegółów, zabrakło jedynie pomiaru średnicy bloczku foka... Ponoć opłata i tak nie zależy od tych pomiarów tylko jest trochę z nieba wzięta... potem będziemy negocjować.
Teraz czekamy na jakiegoś Pana z Navy, który zadecyduje czy możemy płynąć, miejmy nadzieję, że tak...
Tak więc czekamy na łódcę lub w pobliżu i nic nie robimy...
Przypominamy, że nie chodzi nasz łódkowy adres sps2539... i już chyba chodzić nie będzie, pozostają komórki i e-maile prywatne odbierane w portach.
Pozdrawiamy
B&J
5 maja 2011 14:00LT Zastrajkował nam modem, tym razem chyba już na dobre, tak więc do odwołania (jakby co) należy przyjąć, że nie jesteśmy w stanie odczytywać ani pisać maili z morza, więc pozostanie już wyłącznie kontak z lądu, jak znajdziemy internet. Na szczęście jesteśmy już w cywilizacji i nie powinno być problemu, aby raz na kilka dni wysłać relację i może kilka zdjęć.
Dziś rano dopłynęliśmy do Suezu, czyli jesteśmy na wejściu do kanału Sueskiego. Zabawimy tu kilka dni, bynajmniej nie dlatego, że tak chcemy ale po prostu takie tu jest tempo pracy Egipcjan, czyli jeden dzień na pomiary, potem formalności a w niedzielę dajemy w kanał. Na sobotę planujemy jednodniową wycieczkę do Kairu, żeby jak każdy szanujący się turysta z Polski mieć zdjęcie pod piramidami.
To tyle na dziś... idziemy w miasto...
Pozdrawiamy
B&J
3 maja 2011 19:30LT Do Suezu pozostało 148Mm
Wczorajszy dzień czyli 2 maja to dzień pracy. Po święcie pracy to chyba nawet dobrze... najważniejszą rzeczą było porządnie wyczyścić naszą łodkę, bo zarosła niesamowicie a i piasek i pył pustynny zrobiły swoje... Nie było łatwo, szczególnie z wody doszorować burty, jednak konsekwencja i czas przyniosły oczekiwany rezultat. Potem jeszcze porządne mycie pokładu i porządki w środku... na koniec prysznic - o siebie też trzeba zadbać. Mimo, iż były to czynności dość pracochłonne nie zapomnieliśmy o przyjemnościach tj. wieczornym smacznym obiadku. Potem przyszła noc, a noce nie są w tym porcie łatwe ze względu na gryzonie... tzn. owady, które nas tu strasznie gryzą. Nie pomagają systemy antykomarowe ani zasieki, ciągle coś lata i podgryza, a potem swędzi i swędzi.. i się człowiek drapie i drapie... i nie śpi, a chciałby. Na szczęście tu już nie jest obszar występowania malarii, choć i tak się zabezpieczamy...
Dzisiejszy dzień to jeszcze typowe egipskie przyjemności czyli moje kolejne nurkowanie + przygotowania do dalszego etapu (to głównie Jadzia) tj. zakupy, tankowanie wody, rozliczenie się z mariną...
I tak o 1700 pożegnaliśmy się z tą jakże gwarną i turystyczną Hurghadą i płyniemy w kierunku kanału, a jakże pod wiatr, na szczęście o umiarkowanej sile, mijając kolejne rafy i latarnie...
Pozdrawiamy
B&J
1 maja 2011 22:50LT
Luxor
Święto Pracy spędziliśmy na wycieczce do ponoć największego muzeum świata na wolnym powietrzu. 4 godziny w busie były nawet znośne... a potem zwiedzania - Świątynia w Karnaku, Dolina Królowych z wykopanymi w skale grobowcami, Świątynia Hatszepsut, Kolosy Memnona, wyspa bananowa, fabryka papirusu, perfum i kamiennych wyrobów. Było dość ciekawie i z pewnością poczuliśmy trochę historii.... reszta na zdjęciach....
Ponoć obraz wart tysiąca słów, więc zamiast opisu obejrzyj zdjęcia z dziś... a jutro wycieczka do Doliny Królów i Luxoru, cały dzień...
29 kwietnia 2011 23:55LT
Hurghada
Hurghada to już kompletnie inna miejscowość, to połączenie afrykańskich elementów (głównie wszędobylskiego kurzu, fatalnych dróg i śmieci) z europejskimi sygnałami (duża ilość knajpek, sklepów z pamiątkami) plus dodatkowy element związany z wybitnie turystycznym miejscem czyli setki ludzi zachęcających do zakupienia jedynie słusznych pamiątek, za wybitnie niską cenę… każdy człowiek na rogu może tu załatwić po prostu wszystko... Taksówki stanowią co najmniej 1/3 wszystkich jeżdżących pojazdów… wszyscy trąbią z dowolnego powodu - trąbnięcie oznacza tutaj: uwaga, cześć, przejeżdżam obok, ups…, hurraaa…. Po prostu cały czas trąbią…
Dziś był dzień spożywczo-zakupowy (KFC, McDonalds, a w reklamówce duszą się dwie małpy . Wieczorem odbył się szybki wypad do greckiej restauracji, jako zapowiedź tego co nas czeka niebawem…
Jutro jedziemy na całodniową wycieczkę motorówką, a jakże na morze… wraz z nurkowaniem w dwóch różnych miejscach… zazdrościcie ? I słusznie…
Ważne informacje: sailmail.com tu w porcie nie działa, za to po długim czasie obudziły się nasze komórki... więc smsy mile widziane...
28 kwietnia 2011 21:00LT Miał być cud... ale go nie było... miało dziś wiać w plecy, ale nic nie wiało, a potem raczej w dziób lub na ostro... podkręciliśmy więc obroty silnika, i wraz z ostatnimi promieniami słońca wpłynęliśmy do mariny w Hurghadzie. Mała scysja z panem portowym i tak nie zaburzyła naszych dobrych humorów i czym prędzej udaliśmy się na piwko i colę do pobliskiej restauracji SeaFood.
Zamierzamy tutaj zabawić kilka dni, zwiedzić co nieco w okolicy oraz wydać mnóstwo pieniędzy... a jest na co...
Obiecujemy, że przebierzemy te kilka zdjęć które mamy z ostatniego okresu żeglugi i już wkrótce pojawią się na stronie...
Tymczasem pozdrawiamy...
B&J
27 kwietnia 2011 19:30LT Do Hurghady 110Mm
Pozycja 25.32N 34.39E
My znów w morzu... ale po kolei...
W nocy oczywiście była nadal halsówka, na szczęście nad ranem troszkę wykręciło i jednym halsem na ostro udało się dopłynąć do Port Ghalib. Już od początku pachniało jakąś nową inwestycją żeglarsko-turystyczną. Na naszych mapach które nie są wcale jakieś stare, w tym miejscu jest rafa i... wielkie nic... nie ma nawet zaznaczonego miasta. W locji jest już opis mariny ale "nadal w budowie" i tak naprawdę to całe to małe miasteczko jest wychuchane, wydmuchane i... nadal w budowie... po prostu na pustyni... ale po kolei...
Zaczęło się od kontaktu z Port Control przez UKFkę... standardowa wymiana zdań i podchodzimy do portu, wywołują nas przypominając, że w porcie nie wolno płynąć pod żaglami, potwierdzam, że zrozumiałem... ciągniemy jednak jak najdłużej na żaglach, gdyż wiatr z boku, a i fala nie mała, pod żaglami dużo mniej buja, a my wszak jeszcze na morzu... zrzucamy w końcu grota i na foku i silniku podchodzimy do wejścia do mariny. Zestresowany Harbour Master woła przez UKFkę, nie wolno pod żaglami, nie wolno... jakby coś ten mały foczek znaczył, dla nas to głównie system antybujający... ok... zwijamy... jeszcze jesteśmy poproszeni o przepuszczenie motorówki która wychodzi z portu... ok, miejsca wprawdzie co najmniej na 2 wielkie żaglowce na wejściu, ale jak Port Control to niech control... (przypomina mi sie Świnoujście, jak wychodzi Polonia to prawie wstrzymują ruch w całej okolicy). Podchodzimy do nabrzeża, witają nas ładnie tutejsi pracownicy obsługi mariny... dostajemy 2 stokrotki, wypełniamy kilka papierów i... urzędnicy znikają a papiery się robią... miało być w godzinę, potem jeszcze pół godziny... potem jeszcze i jeszcze... spędziliśmy 3h na łódce czekając aż się zrobią papiery... w tym czasie mogliśmy się rozejrzeć po okolicy (wzrokiem jedynie z poziomu łódki, na ląd broń Boże). Ładnie tu, porównując do kilku poprzednich portów wręcz cukierkowo... wszystko jakby nówka, jakby wybudowali miasteczko w stylu afrykańsko-zachodnim od zera... hotele, knajpki, kawiarnie, sklepiki, centra handlowe i rozrywkowe, baseny i kanały niczym w Wenecji...
Wreszcie dostajemy papiery i paszporty z wizami na 1 miesiąc... możemy płynąć do mariny, a potem mamy pojawić się w biurze po resztę papierów... o zgrozo...
Pora chyba wyjaśnić, dlaczego tak nas irytowało całe to czekanie... wszystkiemu winna prognoza pogody... dziś aż do wieczora miało wiać z północy (czyli w dziób) a potem noc bez wiatru, a jutro Z WIATREM (to prawie cud w tym regionie). Dlatego postanwiliśmy zajechać do portu raptem na 6 godzin, aby przeczekać dzisiejszy wiatr a załapać się na dobre warunki jutro... a tu już 3h zleciały na niczym.
Marina bardzo ładna, ponoć na 300 łódek, faktycznie jeszcze nie ukończona, ale miejsca dość dużo, a w porcie raptem 4 jachty. I tu na radio słyszymy ciekawą rozmowę którą warto przytoczyć. Jeden z jachtów który też dziś przypłynął poproszony jest aby stanął na boi rufą do kei... podczas manewrów prosi Mastera portu, aby pozwolił stanąć jednak burtą (warto dodać, że kei dookoła lekko kilkaset metrów, wszystkie z polerami i skrzyneczkami 230V, 4 jachty w porcie, w tym dwa longside, a miejsc z bojami było ledwie kilka). Zapis rozmowy:
- Proszę o pozwolenie stanięcia Longside
- A co nie ma Pan wystarczającej ilości liny?
- Mam...
- To w czym problem?
- Mocno wieje, bezpieczniej będzie longside...
- Ale tu się staje na boi rufą do kei...
- No tak, ale tam już stoją dwa jachty w ten sposób (w tym my tak staliśmy)
- Ale jeden z tych jachtów stoi tak bo ma awarię silnika i nam to zgłaszał, a drugi jacht tylko na kilka godzin. A w czym ma Pan problem?
- Nie chce stać rufą bo jest silny wiatr...
- To proszę dwie dwie cumy z dziobu na dwie bojki i dwie cumy z rufy na keję
- Ale ja bym wolał jednak longside
- Nie rozumiem Pana, wszystkie mariny na świecie mają taki system cumowania...
- Proszę...
- Dziwię się Panu, wszędzie się tak staje...
- Ale mogę?
- Dziwię się Panu, w czym ma Pan problem, tak się wszędzie staje...
- Ale proszę...
- No dobrze, jeśli Pan musi... może Pan
- Dziękuję (głos brzmiał jak by gości wypuścili z więzienia za dobre sprawowanie)
To taki wątek dla znajomych żeglarzy... Ale Pan szef portu się jednak ulitował, dobry Egipcjanin...
Przebieramy się wyjściowo i ruszamy na podbój portu Ghalib. Czyli najpierw do biura... po drodze mijamy Cafeterię, cóż... straciłem Jadzię, wzięła 5 dolców i została na kawie... kobiety... Aby dostać się do biura muszę się wpisać do księgi wejść / wyjść (księga taka kojarzy mi się jedynie z naszymi komisjami śledczymi, na ich podstawie potem wzywają na przesłuchania...) a następnie jestem odprowadzony do biura przez strażnika. W biurze znów papierkowa robota... jaka? Przykład:
Jak wystawiają mi rachuneczek... Pan szef portu wypisuje ręcznie zlecenie z pozycjami ile za co płacimy (5 pozycji - opis + ilość + kwota jednostkowa + razem) + oczywiście dane łódki i kapitana... przekazuje to kasjerowi... kasjer wpisuje do kompa wszystko po kolei o płatnościach + dane łódki + dane kapitana... następnie wypisuje ala rachunek ręcznie + dane łódki + dane kapitana... fajnie no nie? W takim systemie można zaoszczędzić na drukarkach... można przecież wszystko ręcznie... więc nie narzekajmy na biurokrację w Polsce...
No nic... wydajemy kupę forsy, bo za wjazd... sorry za wpłynięcie do Egiptu życzą sobie 80USD opłaty imigracyjnej + 30 opłaty lokalnej + 2x15 za wizę... jak na 6h to nieźle... ale spoko, opłata jednorazowa na cały kraj... poza tym w końcu Egipt żyje z turystyki... teraz już wiemy jak to działa...
Odszukuję Jadzię w kawiarni z kawą XXL, pokazuje mi zdjęcia ciastek w menu i się cieszy jak dziecko... no owsianka to to nie jest trzeba przyznać... ale postanawiamy udać się na jakiś obiadek... wybór pada na Pizzę Hut, dlaczego? Bo większość innych lokali zamknięta, a i tak wszystko zachodnie sieciówki...
Może czas wspomnieć o miejscowości... wrażenie jest takie że powstało to wszystko w ciągu kilku ostatnich lat... na pustyni... hotele... ale nie okazałe wielkie budynki tylko małe apartamentowce porozrzucane, z basenami, trawnikami, kwiatki, rabatki, co dusza zapragnie... w jednym miejscu natykamy się na centrum kongresowe, w innym na water taxi (nawet korzystamy bo za free). Jedno tylko od początku nie pasuje... brak turystów... wszędzie pusto... więcej widać ochrony i pracowników niż Europejczyków w klapkach i kolorowych t-shirtach. Albo wszystkich gdzieś wywiało (chyba na nurkowanie), albo ich po prostu jeszcze za wielu tu nie ma. Ja obstawiam to drugie, może jeszcze się nie rozreklamowali tak jak inne egipskie miejscowości... a może dla nich nie sezon (tylko kiedy w Egipcie nie jest sezon).
Pizza dobra, w smaku... taka sama jak w każdej Pizzy Hut... zaleta / wada sieciówek - wszędzie smakuje tak samo. Niestety ceny też europejskie, drożej jak w Polsce...
Po jedzonku czym prędzej gonimy na łódkę zrealizować drugie marzenie - prysznic. Woda leciała dużym strumieniem.. i długoooo... zmyliśmy z siebie z kilo soli... szczegółów nie zdradzamy, wszak to czynności trochę intymne...
Wracamy na łódkę, już prawie zachodzi słońce... a tu okazuje się że jest wi-fi... więc jeszcze 15 minut na internet... musimy jednak ruszać bo się zaczyna ściemniać, a tu nic nie jest oświetlone...
I tak znaleźliśmy się znów na morzu Czerwonym podążając do Hurghady, w której spędzimy kilka dni... by poczuć klimat i coś zwiedzić. Wszak niektóre budowle mają już po kilka tysięcy lat...
Tak więc Egipt to troszkę inne państwo ale chyba będę tęsknił za innością Erytrei i Sudanu...
Podsumowując ostatnie dni na morzu i dzisiejszy pobyt w porcie, to tak jak by po 3 dniach wykopków w słońcu wpaść na chwilę do ekskluzywnego SPA, ale wróciliśmy znów na wykopki...
Przekazuję jeszcze życzenie Jadzi do wszystkich jej znajomych: nie piszcie do niej jedynie o jej opaleniźnie i wadze (z obu się z resztą cieszy), może coś więcej o miejscach które odwiedza, widokach, zdjęciach...
Pozdrawiamy
B&J
26 kwietnia 2011 19:00LT Do Port Ghalib pozostało 70NM
Pozycja 24.45N 35.29E
Kolejny dzien halsujemy po morzu Czerwonym... jest to dość męczące, ale coraz bliżej do celu. Generalnie ludzie żeglujący przez morze Czerwone, jego północną część (w której zawsze jest pod wiatr) pokonują metodą małych skoków, czyli jak nie wieje - płyną na motorku do kolejnej zatoczki czy porciku, a tam mogą przeczekać gorszą pogodę. Jest to przyjemna metoda ale wymaga czasu... przykładowo nasi Amerykanie tak płyną, ale planują przejscie kanału na koniec maja, my na początek, czyli to co my chcemy zrobić w tydzień, oni w 5 tygodni... Ponieważ nas czas nagli musimy troszkę tutaj powalczyć, ale też bez przesady, jakby się rozwiało za mocno też byśmy się chowali (co zresztą zrobiliśmy dzień przed świętami). To może tyle o technice żeglowania na tutejszych wodach. Jak dobrze pójdzie zawiniemy jutro do pierwszego egipskiego portu Ghalib, ale tylko na kilka godzin, ponieważ dobre prognozy pogody zachęcają do dalszej żeglugi na północ. Jeśli źle pójdzie (źle będzie wtedy, jeśli koło portu nie będziemy w godzinach wczesnych a wieczornych czy nocnych) to od razu lecimy dalej... Tak czy siak przed końcem miesiąca chcemy być w Hurghadzie...
Pozdrawiamy B&J
25 kwietnia 2011 8:30LT Do Port Ghalib pozostało 201Mm
Pozycja: 22.48N 36.47E
Wczorajsze śniadanie świąteczne rozpoczęliśmy od... jajka, no i oczywiście życzeń... jajko sudańskie, prawie jak polskie, tylko żółtko trochę takie wyblakłe... dość jasne. W kwestii jajek możemy dodać, że jajka erytreiskie są dość małe... ale mają tą zaletę, że są wyłącznie z ekologicznych upraw, bo innych tam nie ma. Te Ssdańskie są raczej z jakiejś fermy, nawet znaczki na skorupkach jakieś są... to może tyle w kwestii jajek... jak by ktoś pytał, nie były pomalowane...
Kolejna świąteczna potrawa to żurek... niestety bez kiełbasy, ale z... jajkiem oczywiście... wprawdzie nie był to do końca żurek, choć kolor, zapach, prawie ten sam, i jak to Jadzia powiedziała odbija się żurkiem :)
Zarządziliśmy do godz. 12 świętowanie, więc obejrzeliśmy potem film "Amelia", ale to o innej Amelii film opowiadał, amerykańskiej pionierce Awiacji, która jako jedna z pierwszych kobiet na świecie postanowiła okiełznać niebo i okrążyć samolotem Świat. Ponieważ był to film biograficzny to Happy Endu nie było, ale przyjemnie się ten film oglądało w zaciszu tej sudańskiej zatoczki.
Po południu święta się skończyły i trzeba było zabrać się do prac konserwacyjnych, tj. Bolo wymienił oba filtry paliwa + sprawdzenie szczelności układu paliwowego, a Jadzia w tym czasie zrobiła pyszny obiad: makaron z bakłażanem w sosie pomidorowym + dodatki które pozostały tajemnicą... ponoć przepis przyleciał aż z południowej Polski.
Wieczorem szybka decyzja - wychodzimy... słońce zachodziło już za górami gdy przeciskaliśmy się między rafami koralowymi występującymi dookoła zatoki. Prognozy mówiły o wietrze przeciwnym (innego się nie spodziewamy) o sile do 4B, wcześniej wiało 6. Można jechać... W nocy było jeszcze trochę fali, ale dzisiejszy ranek to wiatr który nam nawet sprzyja... no i fala powoli siada... stado delfinów nie jest już taką atrakcją jak kiedyś, ale zawsze oko cieszy...
10 powodów dlaczego warto spędzić swięta na morzu:
1. Bo nie przybędzie Ci 4kg w ciągu 2 dni
2. Bo nie musisz oglądać świątecznego wydania Familiady
3. Bo nikt Cię nie zmusza żebyś poszedł na spacer... wszak i tak cały czas jesteś na świeżym powietrzu
4. Bo na głowę przypadają jedynie dwa jajka
5. Bo o 6 rano można jeszcze spokojnie spać
6. Bo w śmingus dingus nikt Cię specjalnie wodą nie polewa, robi to za Ciebie morze...
7. Bo tylko tu w święta witają Cię delfiny
8. Bo jest dużo mniej zmywania
9. Bo strój który nosisz nie ma takiego znaczenia
10. Bo jeden telefon a tyle radości
Pozdrawiamy
B&J
23 kwietnia 2011 20:00LT Pozycja 21.50N 36.51E
Wiatr dziś przechodził samego siebie, wg prognoz miało wiać 15kn, to i tak już nieźle, ale dajemy w takich warunkach radę... rozwiało się jednak powyżej 25kn, momentami 28, to już za wiele na taką łódeczkę, oczywiście nie tyle wiatr co fale które buduje... pod wiatr za duża mordęga i dla nas i dla sprzętu... do tego pojawiła się awaria... znikło ładowanie, a akumulator rozruchowy był całkowicie wyczerpany. Pozostało uruchamiać silnik z baterii użytkowych, jednak ładowania nadal nie było. Sprzęgnięcie obu akumulatorów tymczasowo rozwiązuje sytuację... Odbieramy prognozy, nadal ma wiać 14-18kn, przez najbliższe 2 dni, czyli jeśli w prognozie tyle to w rzeczywistości pewnie z 25kn. O nie... berzemy kurs na ląd i szukamy kotwicowiska, na szczęście w tym regionie ich wiele i to bardzo dobre i bezpieczne, takie ala mini fiordy (zainteresowani mają powyżej pozycję - zapraszam na google maps). Wpływamy z pół mili w głąb afrykańskiego lądu i to tu przyjdzie nam jutro znieść... o przepraszam, zjeść jajko...
Podczas postoju poszukiwania usterki... kończą się sukcesem, okazało się że winowajcą jest włącznik główny pomiędzy akumulatorem rozruchowym a silnikiem, który wziął się i rozleciał (ale zrobił to po cichutku i tylko w środku, więc nie dał po sobie poznać). Naprawa przebiegła pomyśłnie... mamy już prąd, będą filmy...
No nic... siedzimy tu i odgruzowujemy się po walce na morzu, jutro święta, a potem studiowanie prognoz pogody, chcemy mimo wszystko jak najszybciej być już na Śródziemnym (oczywiście małego zwiedzania Egiptu po drodze nie odpuszczamy).
Życzenia już były... pozostaje tradycyjnie pozdrowić
B&J
23 kwietnia 2011 9:30LT Pozycja 21.48N 37.13E
Ostro żeglujemy do przodu, a właściwie jak to mawiał Mike ZigZagujemy, czyli po naszemu halsujemy... był już pomysł na kotwicę żeby przeczekać troszkę, ale okazało się że mamy jakieś problemy z ładowaniem akumulatorów... więc nie wiadomo jak długo i czy będziemy mieli prąd. Minimum prądu dostarcza nam panel słoneczny, więc na GPS i samoster wystarczy... silnik chodzi i już go nie wyłączymy...
Jeżeli był by chwilowy brak wiadomości to zapewne z oszczędności prądowych, bo radio pobiera go bardzo dużo....
Swoją drogą naszym rodzinom, wszystkim naszym znajomym, oraz tym któych nie znamy a śledzą nasz blog życzymy wesołych, udanych, sytych, zdrowych i ... (każdy niech wpiszę to czego pragnie)... Świąt Wielkanocnych. Zjedzcie po jednym jaju za nas, bujających się w te święta gdzieś na morzu...
Pozdrawiamy
B&J
22 kwietnia 2011 12:40 LT
Od wczoraj od 1300 płyniemy... a nawet troszkę walczymy, wiatr w dziób to było wiadome, ale troszkę się rozdmuchało i do tego ta fala... przypomniały się rejsy po Bałtyku czy Północnym... no nic, łupinka nie łupinka na pewno dużo wytrzyma... jedziemy do przodu...