Rejsuj.pl jest społecznością skupiającą żeglarzy. Zapoznaj się z doświadczeniem żeglarskim swoich znajomych, obejrzyj zdjęcia i wideo z rejsów.
Rejsuj.pl to także największa multimedialna baza danych o jachtach.
Zaplanuj z Rejsuj.pl kolejny sezon i umów się na rejs ze znajomymi!

Twoja przeglądarka jest bardzo stara i wymaga uaktualnienia!


Załoga portalu Rejsuj.pl rekomenduje aktualizację Internet Explorera do najnowszej wersji.

Przepłynęliśmy przez Ocean „Somalijski”

Data:  2011-05-14 13:05:37
Ocena:
Autor: Wojciech Maleika
To były najtrudniejsze 3 tygodnie w mojej długiej już przygodzie z żaglami. Nietypowy rok, nietypowy okres, nietypowa podróż i najtrudniejszy akwen Świata - nie ze względu na pogodę i niebezpieczeństwa, wszystkiemu winni somalijscy piraci.
Gdy decydowałem się na ten rejs pod koniec zeszłego roku moja wiedza o somalijskich piratach wydawała mi się dość duża. Powszechnie wiadomo było, że operowali głównie na terenie Zatoki Adeńskiej, że atakowali statki aby potem pobierać za nie wielomilionowe okupy. A jachty? Cóż, słyszało się o ich porwaniach, ale były sporadyczne, a każde z nich trochę zagadkowe i nie dochodziło do nich w regionach przez które mieliśmy płynąć, lecz gdzieś przy południowych wybrzeżach Somalii.

Sugerując się wcześniej czytanymi przy różnych okazjach artykułami dotyczącymi piractwa, należało spokojnie przeprawić się przez Ocean Indyjski do omańskiego portu Salalah, a tam stworzyć konwój kilku jachtów i przebić się przez w miarę bezpieczną dla jachtów Zatokę Adeńską trzymając się z dala od brzegów Somalii. Taką wiedzę posiadałem na początku i to ona zdecydowała, że przy podejmowaniu decyzji o rejsie problem piractwa nie był na pierwszym miejscu. Jak była ona nieaktualna i jak wiele się zmieniło z początkiem 2011 roku miałem dowiedzieć się potem.

Plan rejsu był dość prosty, wsiąść na łódkę typu mantra Ania (mantra28 konstrukcji Andrzeja Armińskiego, ta sama na której Marta Sziłajtis-Obiegło opłynęła samotnie Świat) w okolicach Singapuru i pożeglować przez cieśninę Malacca, ocean Indyjski (północna jego część to morze Arabskie) na Morze Czerwone, Kanał Sueski i dalej do Włoch gdzie rejs dobiegł by końca. Trasa bardzo atrakcyjna: 3 kontynenty, diametralnie różne kultury, atrakcyjne porty i nie tak trudny nawigacyjnie i pogodowo akwen. Skoro praca (czyli urlop) i fundusze pozwalają - dlaczego nie. Decyzja została podjęta. Rejs planowałem razem z Jadzią, młoda adeptką żeglarstwa z drugiego krańca Polski, z Krosna, z którą miałem już przyjemność pływać po Północnym i Bałtyku.

Jeszcze zanim "wypłynąłem" z domu nieco bardziej szczegółowo i systematycznie przeglądałem dostępne informacje o problemie piractwa w Internecie. Uświadomiłem sobie wtedy, że obszar ich działalności wyszedł już bardzo daleko w ocean i sięga kilkuset a nawet tysiąca mil na wschód od Somalii. Tak więc nie tylko Zatoka Adeńska stanowi teraz zagrożenie, ale właściwie cały odcinek który planowaliśmy z Malediwów na Morze Czerwone. Cóż, trzeba będzie podłączyć się pod konwój już tam i jakoś to będzie.

Rejs rozpoczynamy 10 lutego 2011 roku w Zatoce Danga na południu Malezji i spokojnym turystycznym tempem odwiedzamy kolejne urocze zakątki Azji południowo-wschodniej. To gdzieś tam 18 lutego docierają do nas informacje o porwaniu amerykańskiego jachtu Quest z czteroosobową załogą Amerykanów. Zaskoczenie było dla nas ogromne, po pierwsze krążyła opinia, że Amerykanów nie porywają z obawy o ich prawdopodobną ostrą reakcję, po drugie jacht został porwany właśnie na uczęszczanej przez większość jachtów trasie wiodącej przez Morze Arabskie. Niedługo potem dociera do nas kolejna informacja, że w niewyjaśnionych okolicznościach jeszcze na morzu dochodzi do zabicia wszystkich członków załogi. Konsternacja, zdziwienie i pierwsze niespokojne myśli związane z nie tak odległą już naszą przeprawą przez ten region. Póki co rozkoszujemy się Malezją i południową Tajlandią.

25 lutego na pozycji 14.30N 058.19E zostaje porwany kolejny jacht, s/y ING z siedmioma Duńczykami. To zaledwie tydzień później. Jacht ten płynął z Malediwów na morze Czerwone czyli DOKŁADNIE TĄ SAMĄ TRASĄ którą my będziemy płynąć za niecały już miesiąc. Tysiące myśli przelatywało człowiekowi przez głowę podczas pokonywania pierwszego odcinka oceanu na trasie z Tajlandii do Malediwów. Nie było co planować, założyłem, że na Malediwach wraz z innymi jachtami zmontujemy konwój i wspólnie coś ustalimy. Do wysepki Uligam, niemal najbardziej na północ wysuniętej części tego pięknego kraju dopływamy 18 marca w piątek. Nie ma żadnego innego jachtu, jesteśmy kompletnie sami. Może poprzednie jachty odpłynęły wczoraj albo przedwczoraj? - tak próbujemy sobie to wytłumaczyć. Na pewno przez kilka dni które tu spędzimy ktoś jeszcze przypłynie. Brutalną prawdę poznajemy wraz z przypłynięciem celników i służb imigracyjnych. Na nasze pytania odpowiadają, że ostatni jacht był tu 2 tyg. temu, a ostatni w kierunku Morza Czerwonego popłynął miesiąc temu. A to się porobiło… cóż, przyjdzie chyba płynąć samemu.

Dwa dni później niespodziewanie koło nas kotwiczy amerykański jacht s/y Eva, jeszcze mniejszy od naszego (27ft), a na pokładzie dwóch Amerykanów, ojciec i syn, Gerald i Michael. Od razu przychodzi na myśl taki mini konwój, tylko czy oni też płynął do Europy i czy zechcą płynąć razem. Pierwszy mały wywiad środowiskowy daje mieszane wieści: tak płyną tą samą trasą, ale ponieważ jak to twierdzą są bardzo powolną łódką, myślą, że będą płynąć sami. Decyzje jednak pozostawili jakby trochę w naszych rękach, bo jeśli dostosujemy się do ich prędkości przelotowych (na poziomie 3.6 węzła - taką średnią mieli z poprzednich miesięcy), to czemu nie.

Jeden z wieczorów poświęcamy na rozeznanie się oraz podjęcie decyzji a następnie przygotowanie trasy. Całość początkowo sprowadza się do rozważenia i wybrania jednego z trzech wariantów. Po pierwsze płynąć przez Morze Arabskie prawie po prostej do Zatoki Adeńskiej i dalej na Morze Czerwone samotnie, zakładając mocne wspomaganie się silnikiem i przebiegi na poziomie 120Mm na dobę. Wariant drugi - ta sama trasa w konwoju z Amerykanami, nieco wolniej, założone przebiegi 90 Mm na dobę. Trzecia opcja to popłynąć dookoła tj. wzdłuż Indii aż do Pakistanu, potem do północnego Omanu i wzdłuż jego wybrzeża a następnie Jemenu na morze Czerwone. Ciekawe, że nie rozważaliśmy, nawet nie wpadliśmy na czwartą opcję o którą tak wiele osób pytało nas w dalszej części wyprawy, tj. zostawić jacht na Malediwach i wrócić z powrotem samolotem.

W wyniku analizy działalności piratów w przeciągu ostatnich miesięcy oraz na podstawie wielu materiałów znalezionych w internecie fakty były takie: wyprawa dookoła jest trochę nierealna - pod wiatr, pod prąd o 1000Mm dłuższą drogą. Jesteśmy zbyt późno i zbyt wolni aby podjąć się tego wyzwania. Pozostaje zadecydować sami czy z Amerykanami, tu jesteśmy zgodni, lepiej wolniej a w towarzystwie, zawsze to wzrasta poczucie bezpieczeństwa i choć być może jest to iluzoryczne, ale jednak zawsze. Wyboru dokonaliśmy jak najbardziej demokratycznie, poprzez głosowanie, z uprzednią debatą i przedstawieniem wszystkich możliwych argumentów. Płyniemy razem z amerykanami prosto przez ocean. I tak powstaje najmniejszy konwój świata, nie tylko dlatego, że są w nim dwa jachty, ale też oba takie małe, 8.20 i 8.49 metra.

Pozostało jeszcze zaplanować trasę którą popłyniemy, sprawa wydawała się niby prosta, płynąć tak aby omijać obszary gdzie ostatnio obserwowano działalność Somalijczyków oraz omijać trasy którymi płyną statki. Posiadaliśmy także współrzędne trasy pokonanej ponad miesiąc temu przez konwój dziesięciu jachtów, w którym płynęła bliźniacza do naszej łódki mantra Asia z Asią Pajkowską i Alkiem Nebelskim. Na podstawie zebranych informacji powstała mapa bazowa, z trasami ruchu statków oraz z aktywnością piratów, gdzie na czerwono zaznaczyliśmy ataki przed październikiem 2010, na niebiesko ataki w okresie listopad 2010 - styczeń 2011. Na to nałożyliśmy trasę którą płynęła mantra Asia. Tak stworzona mapa stanowiła podstawę przy planowaniu naszej trasy.

Mapa z naniesionymi głównymi trasami statków i miejscami ataków piratów.


Mapa z aktywnością piratów w okresie przed październikiem 2010 (na czerwono) oraz listopad 2010 - styczeń 2011 (na niebiesko).
Poprzednie dwie mapy z zaznaczoną trasą konwoju z mantrą Asią (granatowy) oraz trzema wstępnymi wariantami naszej trasy.

Poprzednie mapy z naniesioną zaplanowaną trasą naszego konwoju, dodatkowo podzieloną na odcinki.

Po dokładnej analizie pierwszą decyzją była rezygnacja z płynięcia do Salalah w Omanie, w pobliżu grasuje zbyt dużo piratów. Postanowiliśmy także nie płynąć dokładnie tą samą trasą co mantra Asia ze względu na to, że na ich trasie notowano ostatnio nieco większą aktywność a zaledwie kilkadziesiąt mil na południe od niej wydawało się być trochę spokojniej. Także wyspę Suqutra oraz północno-wschodni cypel Somalii, gdzie ponoć znajduje się wiele baz wypadowych piratów należy opływać jak największym łukiem. Z drugiej strony 200Mm na NE od tej wyspy zaczyna się obszar największej aktywności piratów, a 250Mm w tym kierunku został porwany jacht ING. Kompromisem który wyznaczyliśmy było minięcie tej owianej złą sławą wyspy w odległości ok. 150Mm, czyli nieco bliżej niż przepływające dotychczas tamtędy jachty i statki. Nadkładając zatem nieco drogi postanowiliśmy płynąć początkowo bardziej na zachód, a po ok. 600Mm wykręcić na NW. Port docelowy to Mukalla w Jemenie, gdzie planowaliśmy zatankować i odetchnąć.

Dzielimy się swoimi przemyśleniami, mapami i planami z Mike'em, podziela nasz tok myślenia oraz wnioski, postanowiliśmy zatem wyruszyć wspólnie we wtorek. Ja ze swojej strony poprosiłem, żeby w miarę możliwości wspomagać się silnikiem i starać się płynąć co najmniej 4,5 węzła. Pierwsze dni upłynęły bardzo spokojnie, nikogo na horyzoncie, tylko oni, płynący jako pierwsi i narzucający tempo, a za nimi my, z nieco trudniejszym zadaniem, gdyż musieliśmy pilnować prędkości by płynąć blisko nich. W nocy s/y Eva niosła słabe pomarańczowe światło, my płynęliśmy całkowicie po ciemku, zasięg jego światła to ok. 5 kabli, tym bardziej musieliśmy się ich dobrze pilnować. Spokojna żegluga, żagle plus silnik, przebiegi po 100-110 Mm na dobę wpływały kojąco na ogólny stan podwyższonego stresu. Ale do czasu… czwartego dnia żeglugi słyszymy na UKF-ce jak indyjski samolot wojskowy przekazuje wiadomość do płynącego statku, że niedaleko od nich znajduje się statek piracki i właśnie szykują skiffy (szybkie niewielkie łodzie z których atakują piraci próbując dostać się na pokład). W rozmowie pada pozycja owej łodzi, "ledwie" 90Mm od nas, na oceanie to już dość blisko. Po kilku dniach wraz wiadomością od UKMTO (organizacja nadzorująca ruch jednostek w zagrożonym obszarze, do której wysyłaliśmy codzienne raporty z naszej żeglugi oraz otrzymywaliśmy informację o aktywności piratów) okazało się, że tego dnia 50Mm na północ od nas zaatakowano i porwano statek. Dobrze, że było to kilka dni później, ominęło nas dużo stresu…

Płynęliśmy dalej nieniepokojeni, pusty ocean, cisza na radio i tylko dwie małe łupinki, wiedzieliśmy jednak, że najniebezpieczniejszy odcinek jeszcze przed nami. Po tygodniu wykręcamy na NW, wspinając się już do góry ku Zatoce Adeńskiej. Analizując kilkukrotnie każdego dnia mapy zauważam pewną prawidłowość. Obserwując pozycje ataków większości z nich rozchodzi się promieniście od wyspy Suqutra. Nanoszę owe linie na mapę (widać je na ostatniej z powyższych map), oczywiście przecinają się one z naszą wyznaczoną trasą i myślę sobie, że warto by te punkty przekroczyć nocą. Noc jest dla nas ukojeniem, wyczekiwanym od samego ranka porą, w nocy czujemy się bezpiecznie, bez świateł, prawie niewidoczni (zawsze można namierzyć nas radarem), no i w nocy dotychczas nie było ataków. Sytuacja przez wiele dni jest na tyle spokojna, że w ciągu dnia Mike czasami wpada do nas na łódkę, gdzie rozmawiamy sobie o żegludze, piratach, Ameryce i Polsce, ćwicząc przy okazji swój angielski, a przede wszystkim spędzając miło czas uciekając myślami od potencjalnego zagrożenia.

Powoli zbliżamy się do punktów oznaczonych jako Hotel i India, najbardziej niebezpiecznego wg naszej wiedzy obszaru. Zgodnie z planami, choć w żaden sposób nie manipulując prędkością mijamy nocą punkty przecięcia naszej trasy z wyznaczonymi trasami piratów. Pojawiają się też pierwsze statki i choć są to wielkie kontenerowce i tankowce gdzieś tam w głowie tkwi myśl, lepiej gdyby ich tu nie było. Gdzie płyną, czemu skręcają? I choć z boku wydaje się to kompletną abstrakcją w jakiś sposób czasami przechodziła przez głowę myśl, a co jeśli to jakaś nowa baza piratów (piraci czasami wykorzystują porwane statki jako bazę do kolejnych ataków)?

Kolejnego dnia mijamy trawers miejsca gdzie doszło do porwania Duńczyków, a z komunikatów UKMTO dowiadujemy się o kolejnym porwaniu, które wydarzyło się 90 Mm od nas. Wybór trasy najpierw bardziej na zachód i nieco bliżej wyspy okazuje się póki co dobrym wyborem.

Jedenastego dnia żeglugi wpływamy na wody Zatoki Adeńskiej, powinno być już bezpieczniej, ale i zaczyna się ruch. Wieczorem na horyzoncie pojawia się malutki statek, a może duży rybak… obserwujemy go bacznie, na wszelki wypadek zmieniając kurs mocno na południe. Po chwili dostrzegamy, że oni też skręcili bardziej na południe, płynąc jakby na nas. Reakcja szybka, prosto na północ, po chwili oni też skręcają na północ. Konsternacja, nawet lekkie przerażenie - o co chodzi? Przez lornetkę, a jeszcze lepiej robiąc zdjęcie z maksymalnym zoomem, widzimy wyraźny zarys dużej drewnianej łodzi. Ponieważ dla nas zrobiło się trochę strasznie dzwonimy z naszego telefonu satelitarnego do UKMTO opisując zaistniałą sytuację. Uzgadniamy razem, że zmienimy kurs jeszcze raz i jeśli tamten statek znów podąży za nami mamy zgłosić się jeszcze raz. Tak też robimy, znów odbijając na południe, na szczęście nasz "prześladowca" pozostał już na swoim kursie. Informujemy UKMTO o minięciu zagrożenia, a niecałe 10 minut potem nad nami przelatuje i zawraca jakiś patrolowy samolot. Przypadek czy wysłany po naszym zgłoszeniu? - tego nie wiemy. Wieczorem jeszcze raz podpływa do nas zmieniając kurs o 90 stopni inny mały statek, okazujący się dużą drewnianą łodzią rybacką z Iranu, oni pewnie chcieli z bliska obejrzeć dwie małe żaglówki, nam tętno podskakiwało do nienotowanych poziomów.



Jeden z komunikatów nadawanych przez okręty i samoloty wojsk koalicyjnych nadzorujących obszar Zatoki Adeńskiej.

Kolejnego dnia wpływamy na tzw. Internationnaly Recommended Transit Corridor, czyli korytarz wyznaczony przez blisko 500Mm Zatoki Adeńskiej, patrolowany przez okręty wojenne, samoloty i helikoptery, którym poruszają się wszystkie statki płynące na i z Morza Czerwonego. Te szybsze płyną samodzielnie, te wolniejsze organizowane są w konwoje strzeżone przez okręty wojenne. Takich konwojów minęło nas kilka. Płyniemy środkiem, czyli pasem o szerokości 2Mm oddzielającym przeciwne kierunki ruchu. Wieczorem jeden z "warshipów" odpytuje nas przez UKF.

Konwój w Zatoce Adeńskiej widziany oczyma naszego AISa.
Trzynastego dnia żeglugi wieczorem schodzimy z korytarza i kierujemy się na Mukallę, zostało jedynie 90Mm, noc jak zwykle mija spokojnie, ale wcześnie rano, wraz z pierwszymi promieniami słońca dostrzegamy na horyzoncie podejrzaną łódź. Wygląda jak niewielka morska łódź rybacka i co najgorsze na zdjęciu wyraźnie widać, że ciągnie z sobą skiff'a. To był chyba najtrudniejszy moment w całej żegludze, łódź wygląda dokładnie tak jak opisują w Internecie łodzie piratów, no i jest skiff, nierozłączne wyposażenie piratów. Wtedy poczułem się naprawdę zagrożony, zestresowany, a nawet trochę zaskoczony. Czym prędzej zmieniamy kurs aby jak najszybciej się oddalić, obserwując uważnie zachowanie intruza. Na nasze szczęście płyną swoim kursem w kierunku brzegu, zapewne jakiś Jemeński rybak wracał z połowu.
Łódź rybacka ciągnąca skiff'a, niecałe 50Mm od wybrzeży Jemenu.

Do portu wchodzimy o zachodzie słońca, w główkach portu powitała nas mała łódź patrolowa z dość dużym działkiem, ale tu czujemy się bezpiecznie, po przeżyciach ostatnich dni Jemen wydaje się nam oazą bezpieczeństwa. Wprawdzie trwają w tym państwie zamieszki, wszędzie pełno wojska pod bronią, poza port możemy udać się wyłącznie pod opieką naszego agenta, ale dla nas to czas psychicznego odpoczynku i chociaż na dwa dni zapominamy o piratach.

Przed wypłynięciem z Jemenu robimy krótką naradę w czwórkę, jaką trasą płynąć dalej. Czy wracać na korytarz patrolowany przez wojsko (po sprawdzeniu w Internecie okazuje się, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zanotowano w jego obrębie dwie próby ataku), czy też płynąć blisko jemeńskiego brzegu narażając się na sieci oraz zdarzające się w przeszłości ataki Jemeńskich rybaków (im chodzi o kradzież, a nie porywanie jednostki). Konsultujemy się jeszcze z naszym Agentem, który zdecydowanie doradza płynięcie wzdłuż brzegu i głosami 3 do 1 wybieramy właśnie tą opcję.

Żegluga wzdłuż brzegu jest w miarę spokojna, w miarę bo jedną noc faktycznie walczymy z sieciami, no i należało już przywyknąć do różnego rodzaju łodzi kręcących się dookoła. Ostatni epizod, a nawet rozdział tej podróży pojawił się ostatniego dnia żeglugi przez Zatokę Adeńską. Późnym popołudniem słyszymy przez radio jak statek, jakiś tankowiec zgłasza przez radio, że właśnie jest atakowany. Znajduje się on na zachodnim końcu wyznaczonego korytarza, zaledwie 40Mm od nas, w miejscu w którym prawdopodobnie byśmy się znajdowali gdybyśmy zdecydowali się na drugą opcję żeglugi. W jego kierunku wystrzelono jakieś pociski, jeden skiff atakował z boku i dwa od rufy. Słaba transmisja uniemożliwiała śledzenie wszystkich rozmów w eterze, na szczęście z jakiś powodów piraci zaprzestali ataku. Ktoś jednak nad nami musiał czuwać i chyba w tym przypadku faktycznie mieliśmy dużo szczęścia.


Fragmenty rozmów prowadzonych na UKF przez zaatakowany statek i Dżibuti Radio.

Nad ranem docieramy do cieśniny Bab El Mandeb i wpływamy na wody Morza Czerwonego, gdzie rozdzielamy się z naszymi amerykańskimi współtowarzyszami wspólnej 3 tygodniowej żeglugi przez niebezpieczne wody Oceanu Indyjskiego i Zatoki Adeńskiej. Umawiamy się w porcie Massawa w Erytrei (potem żeglowaliśmy jeszcze razem do Sudanu). Pierwszą dobę na Morzu Czerwonym uważamy jeszcze za stan podwyższonej czujności, wszak w przeszłości i tu dochodziło do ataków. Nie włączamy świateł, w nocy mijamy w odległości zaledwie 20 metrów jakąś nieoświetloną łódź, ale z każdą godziną żeglugi czujemy się bardziej bezpieczni, a o piratach myślimy już w czasie przeszłym.

Mapa z naszą trasą oraz miejscami ataków piratów podczas naszej żeglugi (na czerwono zaznaczono próby ataków, na niebiesko miejsca porwań statków).


Jeżeli miałbym dać kilka rad wszystkim tym którym przyszło by płynąć przez ten region to powiedziałbym:

• nie płyńcie jeśli nie musicie, pomimo iż statystycznie zagrożenie jest niewielkie, to statystyka nic nie da w momencie ataku piratów, takie ataki już były na jachty w tym regionie i w każdej chwili mogą się powtórzyć,
• jeśli jednak musicie płynąć wybierzcie trasę dookoła, wzdłuż brzegów Indii, Omanu i Jemenu, należy tylko kupić dużo paliwa i mieć odpowiedni zapas czasu, większość jachtów w 2011 roku wybrało właśnie tą drogę,
• jeśli mimo wszystko chcecie płynąć przez ocean, poszukajcie w Internecie aktualnych informacji, zaplanujcie trasę przez obszary gdzie aktywność jest najmniejsza, trzeba śledzić sytuację na bieżąco, bo wszystko się dynamicznie zmienia,
• warto przeczytać wszelkie zalecenia wydawane przez UKMTI, ISAF, MSCHOA i inne materiały dostępne w Internecie, najcenniejsze są te najaktualniejsze.

Przepłynęliśmy przez "Ocean Somalijski", Wojtek i Jadzia na s/y mantra Ania oraz Gerald i Michael na s/y Eva. Razem stwierdzamy, dobrze, że to już za nami, ale nigdy więcej, za dużo stresu i jednak za duże ryzyko. Całe szczęście, że wcześniejsza i dalsza część naszej wyprawy rekompensuje nam te 3 tygodnie żeglugi w stresie. Mamy też nadzieję że to te inne chwile z naszego rejsu zapadną nam na długo w pamięci. A bagaż doświadczeń został z pewnością wzbogacony.
Zobacz ofertę rejsów na sezon
15
Lis
2025
Labrador
Kategoria: szanty
Warszawa