Ostatni - trzeci etap Daru Szczecina w The Tall Ships Races 2011
Data: 2011-08-04 14:19:45
Autor: Wojciech Maleika
Po zajęciu 2 i 3 miejsca w poprzednich wyścigach mieliśmy ogromną ochotę powalczyć o zwycięstwo. Potrzebny był do tego silny wiatr i bardziej wymagające warunki pogodowe.
Niestety pierwsze prognozy odebrane jeszcze w porcie podcięły nam skrzydła, wiatry słabe, wręcz siadające do zera. Podejrzewaliśmy, że wyścig będzie przerwany jeszcze na morzu i że większość floty nie dopłynie do mety. Żaglowce w takich warunkach halsując pod słaby wiatr właściwie się cofają. Nam też nie będzie łatwo, jesteśmy zbyt ciężcy by w takich warunkach walczyć z najszybszymi.
Start ustawiono właściwie w bardzo pełnym baksztagu, więc flota podzieliła się na tych co postanowili startować przy statku nawietrznym i zawietrznym. My wybraliśmy tą drugą opcję. Najważniejsze przed startem było podjęcie decyzji czy iść jak najkrótszą drogą czyli blisko brzegu, gdzie wg prognoz nieco dłużej ma się utrzymywać wiatr z kierunku baksztag / półwiatr. Druga opcja brana przez nas pod uwagę to iść nieco ostrzej, dalej od brzegu, pełnym bejdewindem, czyli znacznie szybciej, licząc, że nie siądzie wiatr jak to zapowiadają prognozy. Nadłożenie dodatkowej drogi zrekompensowane by było szybkością. Prognozy pogody zadecydowały jednak o wyborze pierwszej opcji, liczymy na mocniejszy wiatr.
Ze startu wychodzimy jako pierwsi, już na pełnej prędkości, jednak bez szaleństw, wiało 2-3 B. Płyniemy półwiatrem, momentami baksztagiem, w kierunku na najbliższy i jedyny Waypoint na trasie, oddalony o 120 Mm. Ustawiamy co chwilę żagle, kontrolujemy kurs i płyniemy przed siebie. Właściwie nikt nam nie przeszkadza, niestety płyniemy coraz wolniej bo wiatr siada. Wieczorem mijają nas łódki z klasy D, niosące ogromne spinakery.
W nocy już prawie nie wieje, prędkość spada kolejno do 3, 2, 1 węzła. Do tego okazuje się, że mamy przeciwny prąd dochodzący czasem do 1 węzła. Takie momenty są najtrudniejsze, bo stanie niemal w miejscu doprowadza do wykończenia nerwowego, a mimo wszystko walczymy o każdą dziesiątą część węzła prędkości. Rano odbieramy tymczasowe wyniki. Okazuje się, że łódki które poszły dalej od brzegu miały nieco więcej szczęścia i więcej wiatru, płynęły i nadal płyną znacznie szybciej od nas. Hmmm… prognozy kompletnie nietrafione. Nie pozostało nic jak cisnąć do przodu dalej. Ale jak tu cisnąć jak wiatru nadal nie ma? Najlepiej przytoczyć tutaj kolejne wartości szybkości z dziennika jachtowego: 1.9, 1.2, 0.0, 1.1, 0.6, 0.8, 1.3, 2.3 węzła. W ciągu doby robimy 56Mm. Prędkości powyżej 2 węzłów uznajemy już za zadowalające. W tym czasie uciekają nam będący 20Mm bardziej w morzu nasi główni rywale: ST IV, Spaniel, Sirma. Black Diamond płynie za nami, zbyt blisko jednak, przeliczają nas. Póki co jesteśmy na 6 miejscu w klasie.
Całą kolejną noc i dzień walczymy ze słabymi i do tego przeciwnymi już wiatrami, płynąc od szkwału do szkwału, przy czym szkwał to wzrost wiatru z 0 do 1 stopnia Beauforta. Walczymy o każdą milę, robimy zwroty jak tylko przychodzą zmiany wiatru i powoli zbliżamy się do WP1. Wieczorem wiatr w końcu wykręca do bejdewindu, trochę rośnie i osiągamy 5-6 węzłów. WP1 mijamy ok. 2200.
Do mety pozostaje jeszcze 120 Mm, wiatr się w nocy stabilizuje, SE 3-4B, a my osiągamy naszą ulubioną prędkością pow. 8 węzłów i płyniemy prosto po kresce. Wachta świtówka okazuje się jedną z najprzyjemniejszych w całym rejsie. Przez 3 trzy godziny mamy średnią 8.4kn na liczniku, pięknie wschodzące przed dziobem słońce, znacznie przyjemniejsza temperatura powietrza. Agata, zawodowy sternik w wachcie drugiej zakłada 3 pary okularów przeciwsłonecznych aby móc patrzeć przed siebie, w tym prosto w słońce. Może należałoby zabierać w rejsy okulary spawalnicze? Wyliczamy już kiedy wpłyniemy na metę, jakie są szanse na wskoczenie na podium. Mimo, iż część jachtów jest 30-40 Mm przed nami, to znaczne przyspieszenie przez ostatnią noc daje szanse na przeliczenie niektórych jednostek. Black Diamond 20Mm za nami, ale po przeliczeniu nadal depcze nam po piętach.
Zbyt pięknie jednak nie mogło być. Po 0800 wiatr nagle ustaje do zera, znów stoimy jak spławiki, poprawia się trochę po niecałej godzinie, ale dlaczego znów wieje w pysk? Ugh… same przeciwieństwa. Co gorsza wraz z porannymi komunikatami przychodzi informacja, że organizatorzy ustanawiają nowy czas zamknięcia trasy na 1245UTC dzisiejszego dnia. Nie dopłyniemy więc do mety, a formuła nam w tym przypadku nie sprzyja, gdyż zakłada że brakującą część trasy pokonamy z prędkością średnią (wynosi ona ledwie 3.2kn), a my teraz płyniemy znacznie szybciej. W momencie zamknięcia mety mamy do niej 27.8 Mm. Nie wiemy gdzie jest Black Diamond, przed nami jedynie kilka jachtów zdążyło na metę. Większość floty gdzieś daleko za nami, rekordziści przez te niecałe trzy doby przepłynęli jedynie ok. 50-60 Mm, my ok. 230.
Z niecierpliwością czekamy na wieczorne wyniki, tymczasowe, nieoficjalne. Odczytujemy je w Internecie, w Skagen gdzie zapłynęliśmy na noc. JEST 3 MIEJSCE. Jak to mawiają "wróciliśmy z dalekiej podróży". Odrobiliśmy ogromną stratę, zgubiliśmy Black Diamonda, przeliczyliśmy Sirmę. Gdyby nie zamknięcie mety bylibyśmy nawet na 2 miejscu. W klasyfikacji wszystkich jachtów też bardzo dobre 5 miejsce. To nadal nieoficjalne wyniki, mamy nadzieję że takie już pozostaną. Są jeszcze 2 inne dobre wiadomości, Dar Młodzieży jest 3 w klasie wśród żaglowców - brawo, a nasz konkurent, ale w porcie sympatyczny przyjaciel, jacht ST IV z Estonii zajmuje pierwsze miejsce w naszej klasie i PIERWSZE W KLASYFIKACJI GENERALNEJ - Well done, well done…
Podsumowując był to jeden z trudniejszych wyścigów, na pewno najbardziej wymagający w tegorocznej edycji TSR, i chodź mieliśmy pecha w pierwszej fazie wyścigu to dzięki nie poddawaniu się, wyciskaniu z siebie i z jachtu wszystkiego co potrafimy, udało się wskoczyć na podium. Jest i satysfakcja i trochę pozytywnej złości, bo mogło być lepiej. Może za rok…
Z pokładu Daru Szczecina
Wojtek ‘BoloJr' Maleika