Mini Transat 6.50 - Trwa walka z czasem
Data: 2011-10-06 17:47:06
Autor: Milka Jung/fot. K. Owczarek Żródło: www.calbudteam.com.pl
Radek Kowalczyk już w porcie Povoa de Varzim, 36 km od Porto. "Regaty trwają, działamy dalej"—mówi. Wczoraj w nocy polski żeglarz płynący z uszkodzonym kilem w samotniczych regatach Mini Transat zawinął do portu celem naprawy awarii kila. Ma na to 72 godziny, czyli 3 doby.
Kowalczyk tak opowiada o tym, co się stało: "Było twardo, ale dobrze. Tego dnia łódka dosłownie leciała, niesamowita adrenalina i zaczynało mi się naprawdę bardzo podobać. Nagle jacht zatrzymał się w miejscu, poczułem jakby miękkie uderzenie. Wiedziałem, że coś nie gra. Natychmiast zrzuciłem żagle, zacząłem się rozglądać, co mogłem uszkodzić."
Polak w momencie wypadku znajdował się około 200 mil od brzegu, poza trasami statków. Nie miał innego sposobu powiadomienia komisji regatowej o wypadku jak tylko zgłoszenie awarii technicznej, bo regulamin regat zabrania posiadania telefonu. Łączność jest możliwa przez radio UKF, które ma zasięg około 30 mil morskich. Transatlantyckie regaty samotników na jachtach o długości zaledwie 6,5 metra to jeden z najtrudniejszych wyścigów żeglarskich na świecie.
"Nurkowałem przez jakieś pięć godzin" - mówi dalej Radek - "Co nie było łatwe, bo trochę wiało, a chciałem zabezpieczyć linami bulbę kila, która kiwała się metr w jedną i metr w drugą stronę. Opiłem się sporo wody, ale jak skończyłem, poczułem się bezpieczniej. Płynęło mi się naprawdę świetnie, i nagle taki pech. Nie wiem, dlaczego spotkało to właśnie mnie. No ale nic, regaty trwają, działamy dalej."
Na miejsce naprawy został wybrany port Povoa de Varzim, położony na portugalskim wybrzeżu, w odległości 36 km od Porto (będącego dużym portem handlowym), gdyż w tym miejscu znajduje się odpowiedni dźwig umożliwiający wyjęcie z wody regatowego jachtu bez konieczności zdejmowania masztu oraz naprawienie go "w górze", a także wyspecjalizowana obsługa. Na miejscu Radkowi Kowalczykowi pomaga ekipa techniczna CALBUD Mini Transat Team.
Na razie z jachtu został zdjęty kil, a z kila pokrywająca go warstwa węglowa. Kil jest zgięty, pęknięte jest też jego mocowanie. Wyraźnie widać, że uszkodzenia powstały po uderzeniu w coś dużego, ale miękkiego. Pracownicy portu bardzo zaangażowali się w pomoc Radkowi, wyjęcie jachtu i wstępne prace prowadzone wczoraj w nocy poszły bardzo sprawnie. Dziś od rana trwają ekspertyzy - czy uda się znaleźć bądź dorobić części niezbędne do naprawy. Awaria sterów na szczęście okazała się powierzchowna i jest łatwa do usunięcia. Trwa jednak wyścig z czasem.
Start do drugiego etapu, liczącego 3100 Mm skoku przez Atlantyk z Madery do brazylijskiego Salvador de Bahia, zaplanowany jest na 13 października z Funchal, położonego około 600 mil od miejsca obecnego postoju jachtu 790 CALBUD.