Kiedyś koleżanka mojej narzeczonej wybrała się na rejs z grupą znajomych. Po rejsie oznajmiła, że nigdy więcej nie wybierze się na żagle, chyba że Iwona (moja narzeczona) będzie jechać, czyli zakładając, że Iwona nie lubi wody - nigdy. Ale pewnego dnia Iwona dała mi się namówić na wycieczkę "na żagle", tym samym Ola była zobligowana do wyjazdu z nami i do załogi dołączył Oli brat. Czego nie powinno się robić? - nie zabiera się w rejs załogi, w której tylko kapitan ma jakiekolwiek pojęcie o żeglowaniu. Ja ten błąd popełniłem. Ale zacznijmy od początku...
Wybór trasy nie był przypadkowy - Mazury opływałem wzdłuż i wszerz, Jezioro Zegrzyńskie jest za małe by plątać się po nim kilka dni, na Solinę od nas za daleko - Jeziorak brzmiał atrakcyjnie, a że w pobliżu był jakiś "Kanał Ostródzko-Elbląski" - mogło być fajnie. Iwona chciała jechać nad Bałtyk i pomyślałem, że można połączyć przyjemne z pożytecznym - popłynąć nad Bałtyk. I tak też się stało.
Po przeszukaniu całej Iławy w poszukiwaniu wolnego jachtu trafiliśmy do przystani Maribo. Szukaliśmy niedrogiej Sasanki 660, albo czegoś w tym guście, dostaliśmy dwa razy droższego, ale jak na nasze warunki niedrogiego Janmora 28. Armator zapytał mnie czy kiedykolwiek wcześniej pływałem tak dużą jednostką - co mu miałem powiedzieć? Jasne, że tak! I przy pierwszym podejściu do kei domyśliłem się, o co właściwie mogło mu chodzić. Żagle zrzucone, silnik na wstecznym mieli wodę na pełnych obrotach, keja się zbliża, ja mam stan przedzawałowy, a jacht beztrosko pruje fale i prze do przodu. Wskazówka: ciężkie jachty, większe od Sasanek i innych "maluchów" nie stają w miejscu. Trzeba im dać czas do namysłu, czy napewno chcą się zatrzymać.
Pierwszego dnia wypłynęliśmy z Jezioraka na jezioro Ruda Woda - najpiękniejszy akwen jaki w życiu widziałem! Przespaliśmy się na dzikim brzegu i spławiliśmy się po pochylniach. Kanał Ostródzko-Elbląski powinien być wszystkim znany chociaż z przewodników i telewizji - po pierwsze jest malowniczy, a po drugie jest niesamowity pod względem technicznym. Jachty przenoszone są na wózkach po "łące" z góry na dół. Do ich napędu wykorzystywany jest tylko prąd wody z kanału. Polecam taką wycieczkę - niezapomniane wspomnienia. Dzień zakończyliśmy w harcerskim porcie "Bryza".
Trzeciego dnia przy dość silnym wietrze, na zrefowanych żaglach przepłynęliśmy Zalew Wiślany i dopłynęliśmy do Kątów Rybackich. Zjedliśmy najlepszą rybę w życiu w nieistniejącym już barze u Basi. Świerzutka z przepyszną surówką. Szkoda mi tego miejsca, miało prawdziwy klimat. Iwona zobaczyła upragnione morze. Przespaliśmy się w porcie, by następnego dnia ruszyć w podróż powrotną.
Przez czwarty dzień na pełnych żaglach pokonywaliśmy Zalew Wiślany i rzekę Elbląg w drodze do Elbląga. Tym razem nocowaliśmy w niedużym porcie w pobliżu śródmieścia.
Piąty dzień upłynął nam na slipowaniu się spowrotem w górę kanału Ostródzko-Elbląskiego. Noc przy dzikim brzegu, ostatnie zdjęcia.
Szóstego dnia wróciliśmy przez Rudą Wodę i Jeziorak do przystani Maribo i zdaliśmy sprzęt.
Brak osób, które obserwują rejs.