Startujemy z portu, do którego należy chyba przylecieć tydzień
wcześniej, żeby zobaczyć choć część tego, co warto tu zwiedzić. Dostać
się z Polski do Londynu nie będzie trudno, trochę gorzej może być pewnie
z odnalezieniem się w samej marinie, ale wypatrując polskiej bandery na
pewno dacie radę dotrzeć na „Amaranta” :). Po „zaliczeniu”
obowiązkowych Big Benów, Hyde Parków czy Pałaców Buckingham (a także
pozycji nie do przegapienia dla żeglarzy: stojącej w suchym doku Cutty
Sark) i zaokrętowaniu ruszymy w rejs po Tamizie – niełatwy ze względu na
prądy i spore pływy, ale na pewno ciekawy i piękny, bo z rzeki widać
wiele atrakcji miasta.
Samo Ramsgate jest niewielkie, ale spora, ładna i dobrze zorganizowana
marina robi wrażenie. Przywita nas tu urocze wybrzeże z
charakterystycznym klifem w kształcie bramy. Miłośnicy historii znajdą w
tym mieście ślady II Wojny, szczególnie w Spitfire & Hurricane
Memorial Museum, w którym można zapoznać się z używanymi w tym okresie
myśliwcami produkcji brytyjskiej.
Zawijając do belgijskiego Zeebrugge należy nastawić się przede
wszystkim na odpoczynek. To niewielkie, dobrze zorganizowane miasteczko
oferuje przybyszom kąpielisko z ładną plażą, tereny spacerowe i ucieczkę
od wielkomiejskiego zgiełku. A jeśli będziemy mieli okazję zostać tam
nieco dłużej, warto odwiedzić odległą o kilkanaście kilometrów, piękną
Brugię, zanim rozpoczniemy dość długie przejście cieśniną do Portsmouth.
Tam dla odmiany czekają nas liczne atrakcje, których poznawanie warto
zacząć od zabytkowej stoczni. Można tam zobaczyć okręt flagowy króla
Henryka VIII „Mary Rose” oraz liniowiec „Victoria”, na którego pokładzie
zginął admirał Nelson. Poza tym godne uwagi są: dom rodzinny Charlesa
Dickensa, spacery na wzgórze Portsdown czy do ruin zamków Southsea i
Portchester, a także Spinakker Tower – niezwykła wieża widokowa w
kształcie żagla, która sama jest ciekawym obiektem obserwacji. Miasto ma
klimat, któremu warto się poddać zanim znów oddalimy się od
angielskiego wybrzeża.
Naszym kolejnym przystankiem będzie miejsce o nieco dziwnej tożsamości:
położone na Kanale La Manche, praktycznie u wybrzeży Francji, ale
zależne od Wielkiej Brytanii, choć jednocześnie nienależące do Unii
Europejskiej. Oto wyspa Guernsey, na której ludzie mieszkali już 8
tysięcy lat temu... Pełna plaż, łąk, klifów. Można tu odwiedzić akwarium
czy jedną z najmniejszych kaplic na świecie, ale to nie takie ważne –
Guernsey jest po prostu śliczna.
Nasz w przeważającej części brytyjski rejs zakończymy we Francji, w
interesującym Saint Malo. Położone na skale, gęsto zabudowane, otoczone
szczelnie murem „gniazdo korsarzy” wydaje się nieco niedostępne, a przez
to tym bardziej pociągające. Choć w czasie II Wojny Światowej bardzo
ucierpiało, zostało odbudowane z taką pieczołowitością, że znów czuje
się tam jego niesamowitą historię: klimat Celtów i później
chrystianizujących te okolice zakonników, a także budzące dreszcz emocji
wspomnienie po wielkim korsarzu Robercie Surcouf. Niezwykłą atmosferę
tego miejsca na pewno będziemy mieć w pamięci jeszcze długo po powrocie
do domu.
Brak osób, które obserwują rejs.