To nie będzie zwykły, turystyczny rejs. W czasie Tall Ship Races
nie ma miejsca na niepotrzebne manewry, „podpływanko” i miękką grę,
dlatego dla tych, którzy zdecyduję się popłynąć, będzie to niezła szkoła
żeglarstwa. Co nie znaczy, że nie będzie przyjemnie :). Ponadto
niepowtarzalnych wrażeń, doświadczeń i kontaktów dostarczą nam
towarzyszące regatom imprezy – zarówno te oficjalne, jak i alternatywne.
Rozpoczynamy we francuskim Saint Malo. Położone na skale, gęsto zabudowane, otoczone szczelnie murem „gniazdo korsarzy” wydaje się nieco niedostępne, a przez to tym bardziej pociągające. Choć w czasie II Wojny Światowej bardzo ucierpiało, zostało odbudowane z taką pieczołowitością, że znów czuje się tam jego niesamowitą historię: klimat Celtów i później chrystianizujących te okolice zakonników, a także budzące dreszcz emocji wspomnienie po wielkim korsarzu Robercie Surcouf.
Niezwykłą atmosferę tego miejsca spotęguje jeszcze obecność
największych żaglowców, w których towarzystwie rozpoczniemy regaty.
Kiedy dotrzemy do Lizbony? To zależy od wiatru,
pogody, szczęścia i załogi. Mamy daleko, ale grunt, że na miejscu oprócz
atrakcji zapewnionych przez organizatorów Tall Ship Races,
czeka nas wiele ciekawych miejsc w samym mieście. Stara część
portugalskiej stolicy podzielona jest na dolne i górne miasto, pomiędzy
którymi można poruszać się zabytkowym tramwajem
(staruszek dzielnie wspina się na wzgórza o nachyleniu trzydziestu
stopni). Warto zwiedzić także nową dzielnicę wybudowaną na Expo, a
szczególnie największe w Europie oceanarium. Poza tym już sama włóczęga po stolicy muzyki fado wprawia w lekko nostalgiczny, ale wakacyjny nastrój, odczuwalny tylko tutaj.
Brak osób, które obserwują rejs.