Wiatr tężeje, Dar poddaje się jego sile i kładzie coraz
bardziej na lewą burtę. Gdzieś po lewej znajduje się Bornholm, a przed nami ok.
80 Mm do mety. Musimy szybko zrzucić genuę, bardziej nas kładzie niż pcha do
przodu. Przy 20 węzłach wiatru i kursie ostro na wiatr mamy stanowczo za dużo
żagla. Krzyczę pod pokład „Szybko, do żagli, alarm…”. To kolejne manewry z
żaglami tego dnia, chyba już z piętnaste od momentu startu. Załoga zmęczona,
niewyspana, mokra, ale gotowa do pracy. Pojawiają się po kolei na pokładzie,
miny maja raczej nie wesołe, spoglądają na mnie spode łba, niektórzy coś rzucą
przez zaciśnięte usta, na szczęście nie marudzą zbyt mocno. Krótko im wyjaśniam
co jest do zrobienia… „zrzucamy genuę, stawiamy foka, potem drugi ref na
grocie”. Więcej nie trzeba tłumaczyć, od początku rejsu już dobrze opanowali
sztukę pracy przy żaglach…
Drugi etap tegorocznych The Tall Ship Races 2013 prowadzi z
Rygi do Szczecina, a tak po prawdzie start do regat znajduje się 5 Mm od
Ventspils. Z Rygi wypływamy dzień przed startem i udaje nam się przycupnąć na kilka godzin w marinie. Szybka
kąpiel, najświeższe prognozy pogody, krótki spacer po tym niewielkim mieście. Rozpoczęcie
wyścigu przewidziano na godzinę 1800. Kręcimy się dość blisko linii startowej
aby podziwiać żaglowce które startują jako pierwsze. Wiatry słaba wiejące w
rufę. Żaglowce pod pełnymi żaglami majestatycznie poruszają się po naszej
nawietrznej i podążają już w kierunku Gotlandii. My przygotowujemy się do
naszego startu.
Po raz kolejny decydujemy się na start przy zawietrznej boi,
chcemy potem pójść bardziej na południe, teoretycznie wg prognoz tam wiatr ma
być troszkę mocniejszy. Sygnał startowy rozbrzmiewa w UKFce, jesteśmy chyba z
20 metrów od statku kończącego linię startową. Ustawiamy precyzyjnie żagle i
pierwsi przekraczamy tą wirtualną linię rozpoczynającą wyścig. Stawka
podzieliła się na dwie grupy – tych co jadą na zachód w kierunku Gotlandii oraz
na południowy zachód tak jak my. Niewielki wiatr powoli pcha wszystkich do
przodu, to nie są dobre wiatry dla nas, zbyt słabe a nasza łajba zbyt ciężka.
Dzięki dobremu startowi trzymamy się w czołówce. Duża genua na spinakerbomie,
grot wypuszczony do want. Jest chwila aby rozejrzeć się gdzie jest nasza
najważniejsza konkurencja. Spaniel i STIV na prawym trawersie żeglują podobnie
do nas, Sharki dużo wyżej ciągnie na zachód. Znów im chwile po starcie „zepsuł”
się AIS i zniknął z naszego komputera.
Powoli nadchodzi noc, wiatr słabnie coraz bardziej. Kombinujemy z lekką
genuą która lepiej wyłapuje niewielkie podmuchy. Czasami płyniemy dwa a czasem
5 węzłów. Żeby tylko nie stracić zbyt dużo, wiemy że następnego dnia nadciągnie
silny wiatr zachodni z którym popędzimy na południe.
Prognozowany wiatr dociera do nas ok. 1400 od razu z siłą
6B. Szybko stawiamy małego foka i refujemy grota. Wiatr NNW umożliwia żeglugę
kursem 250. Bardzo szybko rozbudowuje się wysoka i stroma fala. Ma już chyba z
2.5 metra, może nawet 3. Bardzo skutecznie chce nam przeszkodzić w szybkiej
żegluga. Targa nami na wszystkie strony, najgorsze są uderzenia w fale które
podrywają się i wpadają na pokład mocząc wszystkich którzy się na nim znajdują.
Choroba morska dopadła kilku załogantów. Wiszą na relingach i przeżywają „ból
istnienia”. Zostaliśmy na morzu praktycznie sami, dokoła nie widać nikogo.
Jazda pod taką falę nie jest ani przyjemna ani szybka. Na prędkościomierzu 5-6,
czasem 7 węzłów. Najważniejsze, że w dobrym kierunku. Nad nami przewala się
front, wielkie ciemne chmury mkną szybko w przeciwny kierunku. Czasem pokropi
deszcz, czasem nadejdzie szkwał ponad 30 węzłów.
Wieczorem lekko cichnie, wieje solidna „czwórka”, czas na
zmiany. Najpierw wciągamy większego foka, po kolejnej godzinie genuę, rozrefowujemy
także grota. Dziób naprowadza nas raz na Ustkę raz na Władysławowo. Nad ranem
znów ma nastąpić zmiana kierunku wiatru, więc wytrwale żeglujemy na południe.
Odkrętka przychodzi o 0700, szybki zwrot i kurs na Bornholm. Mimo, że wieje 4-5
niesiemy pełne żagle. Na granicy ich wytrzymałości i na granicy opłacalności
(optymalnej prędkości). Odbieramy kolejne prognozy pogody. W tym roku udało nam
się zrobić z telefonu satelitarnego modem i pobieramy aktualne griby pogodowe.
Po południu kolejna odkrętka wiatru, tym razem na NW. Sprzyjająca, możemy
kierować się już w kierunku mety. Wiatr średni, wieje 3-4B, ale mamy przeciwną
bardzo dużą falę. Skąd ona się bierze, bardzo mocno spowalnia naszą żeglugę
wprowadzając Dara w nienaturalne podskoki które kończą się potężnymi
uderzeniami w fale i niemal całkowitym wyhamowaniem. Po 2 godzinach już wiemy
skąd te zjawisko, z tego kierunku przychodzi coraz silniejszy wiatr. Zrzucamy
genuę i stawiamy foka, zakładamy też drugi ref. Fok przyjmujący na siebie aż
trzy siły – napór wiatru, wpadającą czasami na niego falę oraz bardzo duże
przeciążenia wynikające z uderzeń w fale nie wytrzymuje i pęka od samego dołu
do samej góry. Targany wiatrem w dwóch kawałkach łopocze. Pozostaje nam go jak
najszybciej ściągnąć na pokład, co wcale nie jest łatwym zadaniem przy tak dużym
rozkołysie i łopocie mającym ochotę skarcić każdego kto zbyt blisko podejdzie.
A podejść trzeba, przecież trzeba chwycić płótno, ściągnąć na pokład i
przygnieść własnym ciałem aby nie wywiało go z powrotem z pokładu. Musimy
postawić coś mniejszego. Niestety nie jesteśmy do tego przygotowani, mniejszy
fok leży gdzieś głęboko w żaglowni, a do niej niezwykle trudno się dostać. Cały
forpik zawalony innymi żaglami po których właściwie trzeba się czołgać. Po
wielu już zmianach żagli pod pokładem panuje mało zorganizowany chaos, zmęczona
załoga śpi gdzie popadnie, przy czym sen w sztormiaku i kamizelce na mokrych
żaglach to jedno z przyjemniejszych rozwiązań.
Mimo iż stoję za sterem a większość żyjącej jakoś załogi
jest na dziobie widzę wyraźnie ich zmęczone i wkurzone miny na twarzy. Miał być
koniec prac przy żaglach a tu taka niespodzianka. Z trudem udaje się im wyciągnąć
mniejszy żagiel i mozolnie wpinamy go w sztag. „Szybciej, szybciej” – krzyczę
zza steru prosto pod wiatr. Od awarii minęło chyba już z 20 minut, w tym czasie
zamiast sunąć 6 węzłów w kierunku mety stoimy niemal w miejscu. W końcu udaje
się podnieść foka i ruszamy do przodu. Straciliśmy pewnie z 4 Mm, ale nie ma co
nad tym rozmyślać tylko cisnąć do przodu – wyścig trwa, konkurencja blisko, gra
się toczy dalej. Wiatr wieje mocniej niż
w prognozach, choć tego podartego foka podobnie jak w pierwszym wyścigu trochę
nam brakuje.
Wieczorem znów wieje 4B więc wciągamy czym prędzej genuę.
Idziemy ostro na wiatr wiejący z zachodu. Meta ustawiona jest przy pławie REDA,
30 Mm na północ od Świnoujścia. Nie
wejdziemy na metę jednym halsem, ale decydujemy się jak najdłużej jechać na
południe, powinna być tam mniejsza fala, co przy kolejnym halsie powinno nam
sprzyjać. Na zwrot decydujemy się o 0600. Zjeżdżamy się z innym polskim jachtem
Admirałem Dickmanem. Wiatr powoli słabnie, prędkość spadła z 7 do 6, potem 5 a
nawet 4 węzłów. Robimy krótkie halsy szukając wiatru pod chmurami. Gdzieś na
horyzoncie pojawia się Filou, niedaleko nas jest STIV i Sharki. Do mety niecałe
10 Mm pod słabnący wiatr, trzeba wykrzesać z siebie jak najwięcej uwagi, bardzo
precyzyjnie sterować, ustawiać żagle, dobierać momenty zwrotów. Można dużo
zyskać lub stracić. Chyba zrobiliśmy dobrą robotę w końcówce wyścigu,
przekraczając metę o 0933 czasu lokalnego. Admirał Dickman, który jeszcze
godzinę wcześniej był 100 metrów przed nami przeciął metę pół godziny po nas.
Zaraz za nim Filou. Sharki męczył się zapewnie na tych słabych wiatrach jeszcze
kilka godzin. STIV wpływa na metę dopiero popołudniu, stał kilka godzin przy
bardzo słabym wietrze. Tym razem (w przeciwieństwie do pierwszego wyścigu)
szczęście sprzyjało nam.
Na wyniki trzeba jeszcze poczekać, wiele jachtów płynie, coś
więcej będziemy wiedzieć wieczorem kiedy STI ogłosi prowizoryczne wyniki. Tym
czasem kierujemy się do Świnoujścia. Czas odpocząć, odgruzować się, wysuszyć,
wykąpać, najeść (w dowolnej kolejności). Ja w Świnoujściu uciekam na busa do
Szczecina, czeka mnie duże wyzwanie organizacyjne podczas naszych TallShipów.
Myśli jednak krążą ciągle wokół przeliczników, czasów wyścigu, czasów
przeliczeniowych. Gdzie jest STIV, gdzie Black Diamond. Wiem że na pewno
przeliczy nas Admirał Dickman i Sharki. Co dalej? Może będziemy na 3 a może na
6 miejscu.
Wieczorem siedzę przed komputerem w biurze oficerów
łącznikowych na Akademii Morskiej i klikam co 5 sekund w klawisz odśwież.
Powinny już się pojawić tymczasowe nieoficjalne wyniki. Już wiem (na podstawie
pozycji z Yellow Bricka) że STIV i Black Diamond nas nie przeliczą, zbyt długo
halsowali do mety. Pozostaje jeszcze Spaniel który metę osiągnął dzień
wcześniej wieczorem ale ma wysoki współczynnik korekcyjny. Czy możemy go
przeliczyć? Chyba nie.. . Odśwież…, odśwież…, pojawia się lista jeszcze z
wartościami zerowymi… odśwież…, JEST – III miejsce... Yeah… przeliczyliśmy
Spaniela o 3 minuty… 3 minty…, jak łatwo było je stracić…, choćby 3 minuty
dłużej wpinany żagiel po tym jak się porwał fok, albo tuż przed metą halsując
pod słabnący wiatr, zwrot w złym momencie… 3 minuty. Banan na mojej twarzy…
jesteśmy na podium, tu w Szczecinie, u siebie. Od razu wyciągam telefon i
dzwonię do Jurka. Niech cała załoga wie, że udało się, że mamy pucharek.
Po kilku minutach gdy emocje troszkę opadają pojawia się
myśl, a co z wynikami za cały Tall Ship, przecież w obu biegach wygrały
zupełnie inne łódki a my byliśmy dwa razy w czubie. Szybko sumuje czasy obu
wyścigów Daru Szczecina, Sharkiego, STIV’a, EbbTide’a, Admirała Dickmana i
Spaniela a także najszybszych jednostek z innych klas. O kurcze…, nie mogę aż
uwierzyć w to co wychodzi z obliczeń i mam zapisane na kawałku kartki papieru,
ale mamy najkrótszy czas, przeliczamy Sharkiego o ponad godzinę. Jesteśmy
pierwsi. Aż trudno mi uwierzyć. Jeszcze raz sprawdzam obliczenia. Wychodzi to
samo… pierwsze miejsce… nie tylko w naszej klasie C, ale także bez podziału na
klasy. Biorąc pod uwagę oba wyścigi byliśmy w czasie przeliczonym najszybsi w
całej liczącej blisko 100 jednostek flocie. Takiego sukcesu chyba nikt się nie
spodziewał. 3+3 = 1 - taki wzór możemy zapisać w karcie historii udziałów Dara
w Tall Shipach (dwa razy trzecie miejsce w wyścigu dające zwycięstwo w całych
regatach).
Łza mi się kręci w oku… i nawet nie mogę się tą wiadomością
podzielić ze swoją załogą. Oni tam w Świnoujściu zajadają się pizzą, ja w
biurze nie mogę się skupić na tym co powinienem. Tak bardzo chciałbym się z
nimi wyściskać i przybić piątkę… pozostaje telefon do kapitana i czekać na nich
w Szczecinie. Jeszcze 2 tygodnie temu byliśmy zbieraniną ludzi, a teraz po
takim wyścigu grupą ludzi których na pewno dużo łączy, którzy coś fajnego
dokonali i na pewno mają z tego ogromną satysfakcję.
4 sierpeiń 2013, ok. godz. 1730, teatr letni w Szczecinie. Z ust Paula
Bishopa płynie zapowiedź: „And the first over all… in class C… on corrected
time … from Poland… Dar Szczecina. Wybiegam z Jurkiem i Adamem na scenę.
Adam na to zasługuje chyba najbardziej. Świerzynka który po raz pierwszy wybrał
się w morze nie odpuścił chyba żadnej zmiany żagli. Szkoda, że nie wbiegliśmy
całą załogą, wszyscy zasłużyli. Stoję z pamiątkową nagrodą podniesioną ku górze
i patrzę gdzieś przed siebie w dal, nie widzę nikogo konkretnego, obraz
rozmazany, docierają jedynie okrzyki z miejsc zajmowanych przez reprezentację
szczecina, wiwatujących… tysiące myśli, wewnętrzna radość, satysfakcja i… aż
trudno teraz sobie przypomnieć te odczucia które mną targały w tym momencie.
Jeden smuteczek tylko w mym sercu gdzieś się tlił, że nie ma nagrody za całe
Tall Shipy bez podziału na klasy, bo też byśmy zgarnęli tą nagrodę.
To jest z pewnością jeden z największych moich sukcesów od
10 lat kiedy to startuje w Tall Shipach, dwa bardzo trudne wyścigi. W drugim
licząc każdy żagiel osobno wykonaliśmy 34 manewry przy żaglach (zliczone na
podstawie dziennika jachtowego). Dziesiątki godzin przy sterze, dziesiątki
manewrów z żaglami, tysiące lirów wody przelewających się przez pokład, 4 razy
uszkodzony żagiel, 3 obiady sztormowe, 40 siniaków u załogantów... można by
długo wyliczać co działo się na tegorocznych regatach. A dokonali tego: kapitan
Jurek, zastępca Wojtek ‘Bolo’, oficerowie: Piotrek „Patyk”, Zuza „Zu”, Maciek „Sikor”, Kaja, Marcin „Zdzichu”
oraz dzielne załogi: Sasza, Iza, Szymon, Mateusz, Kamil, Szymon, Oleg, Daniel,
Bartek, Szymon, Marcin, Paulina, Adam i Paweł.
Dziękuję za wszystko…
Wojtek ‘BoloJr’ Maleika
z-ca kapitana
Dar Szczecina
29.06.2013-06.08.2013
The Tall Ships Races 2013